O przyjeździe pociągów z migrantami na dworzec w miejscowości Dobova przy granicy z Chorwacją poinformowała słoweńska agencja STA. Po zarejestrowaniu i otrzymaniu najpilniejszej pomocy w Słowenii migranci są pociągami przewożeni dalej do granicy z Austrią, na przejście Szentilj/Spiefeld. Dotychczas migranci byli przez władze chorwackie przywożeni w pobliże granicy ze Słowenią, a następnie musieli przekraczać chorwacko-słoweńską zieloną granicę na piechotę w pobliżu słoweńskiej wsi Rigonce. Przeprawa ta wraz z nastaniem jesiennych deszczy i temperatur stała się dla migrantów dużym wyzwaniem, a napływający przybysze byli w okolicznych wsiach odbierani jako obciążenie - pisze agencja APA. Słowenia narzekała na brak koordynacji ze swym wschodnim sąsiadem w obliczu kryzysu migracyjnego. Porozumienie między władzami Słowenii i Chorwacji to skutek niedzielnego miniszczytu w Brukseli, poświęconego planom złagodzenia kryzysu migracyjnego. Ponadto ustalono, że w ciągu tygodnia do Słowenii wysłanych zostanie 400 funkcjonariuszy, którzy pomogą w kontrolowaniu granic. Brytyjski dziennik "Financial Times" podał we wtorek, że rząd Słowenii rozważa odwołanie się do tzw. klauzuli solidarności. Chodzi o nigdy wcześniej niestosowany artykuł 222 Traktatu Lizbońskiego, który stanowi, że UE i państwa członkowskie "działają wspólnie w duchu solidarności, jeżeli jakiekolwiek państwo członkowskie stanie się przedmiotem ataku terrorystycznego lub ofiarą klęski żywiołowej lub katastrofy spowodowanej przez człowieka". W takim wypadku UE "mobilizuje wszystkie będące w jej dyspozycji instrumenty, w tym środki wojskowe udostępnione jej przez państwa członkowskie". Do dwumilionowej Słowenii w ciągu ostatnich 10 dni dotarło 84 tys. migrantów; tylko w poniedziałek wieczorem i we wtorek rano przyjechało tam 8 tys. osób, czyli więcej, niż liczy słoweńska armia. Premier tego kraju Miro Cerar ostrzegał w niedzielę, że na dłuższą metę Słowenia nie poradzi sobie sama, a bez wspólnych i konkretnych działań Unii Europejskiej grozi rozpad.