- Ta ustawa wyraźnie ogranicza swobodę wypowiedzi i ogranicza demokrację na Słowacji. W tych warunkach nasi deputowani nie wezmą udziału w głosowaniu nad Traktatem Lizbońskim - zapowiedział po głosowaniu Mikulasz Dzurinda, były premier, przywódca największej partii opozycyjnej - centroprawicowej Słowackiej Unii Demokratycznej i Chrześcijańskiej - Partii Demokratycznej (SDKU- DS). Rządząca koalicja premiera Roberta Fico dysponuje 85 głosami w 150-osobowymi parlamencie, co daje jej komfortową sytuację przy głosowaniach wymagających zwykłej większości. Jednak aby ratyfikować traktat UE, potrzeba trzech piątych głosów, a więc rząd musi przeciągnąć na swą stronę pięciu deputowanych opozycji. Główny zarzut prasy pod adresem nowej ustawy dotyczy konieczności zamieszczania reakcji osób i instytucji na każdy artykuł, nawet jeśli zawarte w nim informacje są prawdziwe. Fico, który wygrał wybory w 2006 roku dzięki obietnicom objęcia najbiedniejszych większą opieką i wstrzymania sprzedaży majątku państwowego, ma częste zatargi prasą, gdyż większość prywatnych tytułów krytykuje jego politykę społeczną. Premier nazywa media swoją jedyną rzeczywistą opozycją, oskarża dziennikarzy o łapówkarstwo, a jedną z konferencji prasowych zakończył życząc gazetom spadku czytelnictwa. Rząd utrzymywał, że projekt ustawy odpowiada standardom w państwach UE. Premier zgodził się na jego złagodzenie poprzez usunięcie zapisu zezwalającego rządowi na karanie mediów, jeśli uzna, że ich materiały promują zachowania szkodliwe społecznie, takie jak nienawiść. Projekt ustawy krytykowały media, organizacje dziennikarskie, a także OBWE, która uważa, że ustawa "gwarantuje politykom nieograniczony dostęp do odbiorców kosztem edytorów" i poważnie ogranicza autonomię redakcji. Na znak protestu przeciwko ustawie sześć czołowych gazet słowackich wyszło 27 marca z pustą stroną tytułową.