Na miejsce tragedii pojechał premier Robert Fico i minister spraw wewnętrznych Robert Kalinak. Dyrektor kopalni Peter Cziczmanec poinformował, że do zasypanych górników wysłano ekipy ratunkowe, w tym lekarzy. Jak dodał, do wybuchu, spowodowanego przez uwolnienie palnych gazów, doszło w starym szybie około 330 metrów pod ziemią. Ratownicy pracują w ciemności i temperaturze dochodzącej do 60-70 stopni Celsjusza - relacjonował dyrektor kopalni. Obecnie - jak dodał - znajdują się około 130 metrów od miejsca, gdzie doszło do eksplozji i wkrótce poinformują o postępie akcji. Adriana Sivakova, rzeczniczka przedsiębiorstwa górniczego Hornonitrianske Banie w Prievidzy powiedziała wcześniej, że "doszło do pożaru w starym chodniku górniczym we wschodniej części kopalni. Około godziny 8.20 gaszenie przejęły dwie drużyny. O wpół do dziesiątej nastąpiło zerwanie kontaktu telefonicznego i ustały wskazania urządzeń pomiaru gazów, zapewne wskutek wybuchu". Dyrektor Cziczmanec nie chciał spekulować na temat ewentualnych szans zasypanych, zanim nie otrzyma raportu od ratowników. "Na podstawie ich raportu zdecydujemy o dalszych krokach" - skwitował. Jednak 25-letni Radoslav, którego ojciec jest jednym z uwięzionych pod ziemią górników, nie ma zbyt wiele nadziei. "Powiedzieli nam, żebyśmy przygotowali się na najgorsze" - mówił. Wśród uwięzionych w kopalni osób jest dziewięciu górników, którzy zostali wysłani do ugaszenia pożaru oraz jedenastu, którzy zjechali pod ziemię, żeby im pomóc, kiedy żywioł zaczął się rozprzestrzeniać. Jak powiedział Cziczmanec, wszyscy zaginieni są Słowakami. Kontakt telefoniczny ze wszystkimi 19 górnikami utracono po wybuchu. Do tej pory nie udało się nawiązać łączności. Dziewięć osób z lekkimi obrażeniami opatrzono w miejscowym szpitalu i zwolniono do domu. Na miejsce tragedii przyjechał zespół psychologów, żeby udzielić fachowej pomocy rodzinom górników.