Sky News przyznała już na początku kwietnia, że dwukrotnie przechwycono prywatne maile osób prywatnych. Przedstawiciele telewizji powtarzali wielokrotnie od tego czasu, że takie praktyki nie przekraczają granic "odpowiedzialnego dziennikarstwa" i służą interesowi publicznemu, ponieważ redakcja podzieliła się zdobytymi informacjami z policją. Tym niemniej przyznanie się do włamań do skrzynek elektronicznych zaszkodziło popularnemu kanałowi telewizyjnemu należącemu do sieci BSkyB, w której kontrolne udziały posiada koncern News Corp. Murdocha - pisze agencja Associated Press. Sky News jest kolejnym medium należącym do koncernu Murdocha, które zmuszone jest przyznać się do naruszania prywatności. Według ekspertów jest to do pewnego stopnia następny etap afery podsłuchowej, która rozpoczęła się od upadku tabloidu "News of the World". Jego dziennikarze podsłuchiwali rozmowy telefoniczne; od tej pory skandale dotyczące imperium medialnego Murdocha zataczają coraz szersze kręgi. Zanim o aferze podsłuchowej dowiedziała się latem 2011 roku brytyjska opinia publiczna, News Corp. zabiegał o przejęcie całości udziałów w BSkyB i był tego bliski. Po wybuchu afery zablokowano jednak plany Murdocha. "Bada kwestie uczciwości" BSkyB jest teraz przedmiotem śledztwa, które ma wykazać, "czy właściciele i szefowie sieci" posiadają etyczne kwalifikacje do zachowania licencji telewizyjnej - powiedział w poniedziałek rzecznik regulatora mediów elektronicznych i telekomunikacji. - Ofcom bada kwestie uczciwości i (ingerowania) w prywatność, poruszone w oświadczeniu Sky News - dodał rzecznik. Maile, które za zgodą redaktora odpowiedzialnego przechwycił korespondent Sky News dotyczyły m.in. sprawy Anne Darwin, która w 2002 roku spieniężyła polisę ubezpieczeniową na życie męża Johna, który rzekomo zaginął na morzu, a w rzeczywistości ukrywał się w Panamie. Parę skazano w 2008 roku. Drugie włamanie do maili miało dotyczyć przechwycenia korespondencji mężczyzny podejrzewanego o pedofilię, ale redakcja zdecydowała się nie nagłaśniać tej sprawy. Sky News zapewnia, że podobnych decyzji "nie podejmuje ani łatwo, ani często". Kara, jaką regulator rynku może nałożyć na telewizję może ograniczyć się do grzywny, bądź polegać na odebraniu licencji na nadawanie programów.