Marine Le Pen zapewniła w niedzielę, że nie brała aktywnego udziału w powoływaniu nowego premiera. Jak oświadczyła, nie jest "szefową kadr" prezydenta Emmanuela Macrona. Le Pen zdementowała w ten sposób doniesienia tygodnika "Journal du Dimanche", który podał, że Macron i Le Pen "uzgodnili w tajemnicy" nominację Barniera na szefa rządu. Nowy premier Francji. Marine Le Pen zapowiada stawianie granic Szefowa skrajnej prawicy nazwała nominację Barniera "ostatecznością", która jednak jest "na pewno lepsza", niż ewentualny wybór premiera z radykalnej lewicy. Zapewniła, że Zjednoczenie Narodowe wyznaczy Barnierowi "czerwone linie", rozumiane jako nieprzekraczalne granice. - Jeśli Francuzi zostaną znów źle potraktowani (...), nie zawahamy się przed wotum nieufności dla rządu - dodała Le Pen. Tymczasem lewica oskarża prezydenta o porozumienie się ze skrajną prawicą. Manuel Bompard, koordynator radykalnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (LFI), oświadczył w niedzielę, że Macron przyznał RN prawo do decydowania "o życiu lub śmierci nowego rządu. - Macron i Le Pen porozumieli się, by ukraść głosy Francuzów - powiedział Bompard. Francja. Masowe protesty po ogłoszeniu nowego premiera Francuski elektorat tamtejszej lewicy gwałtownie zareagował na wybór nowego premiera. W około 150 miastach we Francji odbyły się w sobotę demonstracje wywołane ostatnią decyzją prezydenta Macrona, który wyznaczył Michela Barniera - konserwatywnego polityka, byłego ministra, europosła oraz komisarza europejskiego i negocjatora brexitu z ramienia Unii Europejskiej - na nowego szefa rządu. Zwołane przez lewicę demonstracje były efektem odrzucenia ich kandydatki. To blok lewicowych ugrupowań - jak podkreślali uczestnicy sobotnich manifestacji - wygrał wybory. - Nie na to głosowali Francuzi - wskazywały hasła. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!