Podobno o sprawie wiadomo już od dwóch lat, ale wszyscy milczeli. Na razie zwolniono z pracy dyrektora muzeum, który poinformował o skandalu. Chodzi o co najmniej cztery obrazy impresjonisty Mikołaja Głuszczenki. Pracownicy wciąż prowadzą ekspertyzy podejrzanych płócien. - Te obrazy wzbudzają wątpliwości, wyglądają jak namalowane niedawno - mówi zajmująca się oceną obrazów Andżelika Łużnaja. Historyk sztuki Wiktor Fedczyszyn dodaje, że obrazy Głuszczenki należą do najdroższych na ukraińskim rynku. - To jeden z najdroższych ukraińskich artystów XX wieku, dlatego go fałszują. Nie rozumiem, dlaczego ukradziono te obrazy, po tym skandalu nie kupi ich żaden poważny kolekcjoner - powiedział Fedczyszyn. Ostro zareagowała ukraińska opozycja oskarżając o kradzież obecny rząd, chociaż nie wiadomo, kiedy obrazy ukradziono i podłożono kopie. Nie wiadomo też, czy stoją za tym przedstawiciele władzy, czy też któryś z pracowników zatrudniony w siedzibie ukraińskiego rządu. Jeden z deputowanych Oleg Liaszko grozi nawet, że zorganizuje przeszukania w daczach członków rządu i innych prominentnych przedstawicieli władzy. - Zwrócę je do muzeum, aby Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy i inni cieszyli oko tym pięknem. Te dzieła sztuki nie są dla tych naczelników-dzierżymordów - odgraża się Liaszko. Mikołaj Pietrowicz Głuszczenko to mało znany w Polsce ukraiński artysta, który zmarł w 1977 roku. Od lat 30. ubiegłego wieku był bardzo popularnym w ZSRR impresjonistą. Przed II wojną światową dużo podróżował po Europie, mieszkał w Paryżu i Berlinie. Zajmował się nie tylko malarstwem, ale pracował też dla sowieckiego wywiadu. W styczniu 1940 roku informował Stalina, że Niemcy przygotowują napaść na ZSRR. Przemysław Marzec