Rozmowa z 72-letnim Berlusconimi ukazała się w plotkarskim magazynie "Chi". Premier stwierdził w nim, że nie tylko nie płacił kobietom za udział w organizowanych przez niego przyjęciach, ale zapewnił również, iż kobieta, która jako pierwsza wysunęła przeciw niemu te oskarżenia, dostała za to niezłą sumkę. Mowa tu o Patrizi D'Addario. W zeszłym tygodniu przyznała ona, że dostała tysiąc euro za przyjście na przyjęcie organizowane w rzymskiej rezydencji Berlusconiego zimą 2008 roku. Pieniądze pochodziły od biznesmena z Bari Gianpaolo Tarantiniego, przesłuchiwanego obecnie w sprawie nakłaniania do prostytucji. D'Addario przyszła na przyjęcie w towarzystwie innych kobiet, całość określiła jako "harem". Kilka tygodni później wzięła udział w kolejnej imprezie. Tym razem miała zostać i spędzić noc z premierem (ponoć zgodziła się, ponieważ chciała otrzymać pomoc w rozwiązaniu problemu z uzyskaniem pozwolenia na budowę). Przedstawiła na to dowody, m.in. nagrania i zdjęcia. Śledczy badają obecnie ich prawdziwość. Zobacz wywiad, który Barbara Montereale udzieliła dziennikowi "La Repubblica" (Montereale to kolejna kobieta, która miała otrzymać pieniądze za udział w przyjęciu w rezydencji Berlusconiego): Komentując tę historię Berlusconi stwierdził, że nigdy nie płacił za seks. "Nie rozumiem, jak można wówczas odczuwać satysfakcję, skoro pominęło się przyjemność zdobywania" - wyjaśnił "Chi". Niewygodna impreza i zdjęcia Życie prywatne Berlusconiego trafiło po raz kolejny na czołówki gazet po tym, jak jego żona Veronica Lario, po 19 latach małżeństwa wystąpiła o rozwód. Bezpośrednią przyczyną decyzji była najprawdopodobniej obecność magnata medialnego na imprezie z okazji 18. urodzin aspirującej do aktorstwa Noemi Letizia. Po tym wydarzeniu Lario zarzuciła mężowi, że "zadaje się z nieletnimi" i wystąpiła do sądu. Krótko po tym w hiszpańskim dzienniku "El Pais" opublikowano zdjęcia jednego z paparazzich zrobione w pobliżu Villa Certosa - sardyńskiej rezydencji Berlusconiego. Roi się na nich od roznegliżowanych młodych kobiet. Na jednym pojawia się też nagi mężczyzna - były premier Czech Mirek Topolanek zaprzecza, że to on. We Włoszech wyrokiem sądu zakazano publikacji tych zdjęć. O taką decyzję zabiegał Berlusconi. Twierdził, że fotografie są naruszeniem jego prywatności. Co na to Włosi? W całej historii jednak nie Silvio Berlusconi jest najciekawszym podmiotem, ale Włosi. Czy ktoś na Półwyspie Apenińskim jest zaskoczony medialnymi rewelacjami na temat prywatnego życia premiera? Nie. Czy skandal za skandalem zakończy polityczną karierę magnata, jak sugerują gazety? Zdecydowanie nie. Skoro nie zrobił tego wyrok sądu stwierdzający, że brytyjski prawnik David Mills przyjął łapówkę od Berlusconiego w zamian za fałszywe zeznania, to już nic do tego nie doprowadzi. Zresztą nikt w partii Berlusconiego - jak informuje "The Guardian" - nie chce, aby odchodził. To on ją stworzył. Każdy jej członek zawdzięcza mu swoją pozycję i będzie musiał się z nią pożegnać, jeśli ugrupowanie upadnie, a zrobi to gdy upadnie Berlusconi. Przeciw premierowi nie wystąpi też opozycja, ponieważ jej nie ma. Wraz z upadkiem rządu Romano Prodiego niebezpiecznie balansującego na kruchej koalicji, czas lewicy dobiegł końca. Nie tylko w parlamencie, ale również w umysłach Włochów. W tej sytuacji Berlusconi stał się nie tyle popularny, ile nieunikniony. Nie ma spadkobierców, nie ma oponentów. Demokracja we Włoszech wciąż ma się dobrze, ale Berlusconi znów będzie wygrywał. I bynajmniej nie dlatego, że ma w kieszeni połowę telewizji. Agnieszka Waś-Turecka