Pod naciskiem nacjonalistycznej partii Ataka większość posłów postanowiła, że kampanię wyborczą można prowadzić wyłącznie po bułgarsku. Odrzucono propozycję zrzeszającego bułgarskich Turków Ruchu na rzecz Praw i Swobód (DPS); przewiduje ona zapewnienie tłumaczenia na bułgarski jeśli kampania jest prowadzona w innym języku. Ruchowi bardzo zależało na możliwości prowadzenia kampanii po turecku, gdyż część jego elektoratu na południowym wschodzie kraju niezbyt dobrze zna bułgarski. W obowiązującej ordynacji prowadzenie kampanii po turecku również jest zakazane, lecz obecnie Ruch, będący częścią rządzącej koalicji, liczył na przyjęcie jego stanowiska. Według lidera DPS Lutfiego Mestana zakaz jest nie tylko dyskryminacyjny, ale paradoksalnie zagraża językowi bułgarskiemu. - Traktowanie narodowych mniejszości we własnym kraju odpowiada sposobowi, w jaki ten kraj chce, by inni odnosili się do jego mniejszości za granicą - przestrzegł. Po ostrych wypowiedziach kilku posłów DPS posiedzenie parlamentu przerwano. Według przewodniczącego parlamentu Michaiła Mikowa większość posłów, którzy odrzucili wniosek DPS, "po prostu nie przeczytało tekstu, a głosowało odruchowo". Wcześniej parlament zaaprobował zmiany, zgodnie z którymi obywatele bułgarscy, mieszkający w krajach poza UE, nie mają prawa głosować w wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego. Dotyczy to znowu ponad 150 tys. pochodzących z Bułgarii Turków o podwójnym obywatelstwie, żyjących w Turcji. Trwające drugi tydzień ostateczne czytanie nowej ordynacji wyborczej przebiega w atmosferze zaciekłych sporów i częstych przerw posiedzeń. Jest już oczywiste, że mimo starań władz nie będzie ona mogła wejść w życie trzy miesiące przed majowymi wyborami do PE. Zgodnie z zaleceniami unijnymi nowych reguł nie należy wprowadzać bezpośrednio przed wyborami. W zaaprobowanych już elementach ordynacji odrzucono możliwości głosowania przez internet i obowiązek głosowania, proponowane przez prezydenta Rosena Plewnelijewa.