Jak pisze internetowy magazyn, najnowszy skandal w stosunkach między wywiadami USA i Niemiec ma "głębokie korzenie". "Byli i obecni członkowie wywiadu USA twierdzą, że Stany Zjednoczone od dziesięcioleci wysyłały swych agentów do Niemiec bez wiedzy Berlina, po części z obawy, że niemieckie państwowe organy ds. bezpieczeństwa są penetrowane przez Rosjan" - napisał "Daily Beast". Powołując się na te same źródła wywiadowcze, dodał, że wiele z działań prowadzonych przez CIA w Niemczech nie było skierowanych na zdobycie tajemnic niemieckiego państwa, ale przede wszystkim na rosyjskie działania wywiadowcze, zagraniczne grupy terrorystyczne oraz zdobycie informacji dotyczących irańskiego programu nuklearnego. "Od lat mieliśmy bardzo poważne problemy z ich (niemieckim) kontrwywiadem" - powiedział pragnący zachować anonimowość wysokiej rangi przedstawiciel amerykańskich służb wywiadowczych. "W walce z terroryzmem oraz w innych obszarach mają większe problemy, niż sami przyznają" - dodał. Część obaw wywiadu USA wynika też z przekonania, że niemiecki kontrwywiad, Federalny Urząd Ochrony Konstytucji (BFV), "nie jest zbyt dobry w polowaniu na +krety+", czyli podwójnych agentów - powiedział były oficer wywiadu USA. To m.in. z tego powodu wywiad USA nie ma tak bliskiej współpracy z Niemcami, jaką ma z Kanadą, Australią, Nową Zelandią i Wielką Brytanią. Berlin wezwał w czwartek szefa komórki służb wywiadowczych USA w ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Niemczech do opuszczenia kraju. Skandal wybuchł, gdy kilka dni wcześniej 31-letni pracownik niemieckiej Federalnej Służby Wywiadowczej (BND) został aresztowany pod zarzutem sprzedania służbom USA w ciągu dwóch lat 218 dokumentów, za co miał dostać od USA 34 tys. USD. Jak ocenia "Daily Beast", znacznie "ważniejszym szczegółem" jest jednak to, że ten sam niemiecki szpieg miał też pracować dla Rosjan. "BND przez lata nie były specjalnie dobrymi służbami - powiedział emerytowany starszy oficer CIA. - Zawsze martwiliśmy się, że mieli "krety+ pracujące dla Sowietów, a później dla Rosjan". Tymczasem - jak zauważa magazyn - Niemcy nie poprosili jak dotąd szefa rosyjskiej komórki ds. wywiadu o opuszczenie kraju. Magazyn zauważa, że bliskie związki Niemiec i Rosji wykraczają znacznie poza wywiad i kwestie bezpieczeństwa. Niemieckie firmy zbrojeniowe pomagają w szkoleniu i wyposażeniu rosyjskiego wojska; Niemcy są trzecim co do wielkości partnerem handlowym Rosji; Rosja sprzedaje Niemcom ponad jedną trzecią swego gazu i ropy naftowej, a były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder został w 2005 roku szefem komitetu akcjonariuszy projektu gazociągu Nord Stream, który transportuje rosyjski gaz bezpośrednio do Niemiec. "Daily Beast" przyznaje też, że współczesny rosyjski wywiad ma spore doświadczenia w działaniu na terenie Niemiec, wskazując na prezydenta Władimira Putina, który "znakomicie prowadził agentów KGB" w Dreźnie w latach 1985-90, a więc jeszcze za czasów komunistycznej NRD. Następcy Putina, "choć na mniej przyjaznych warunkach", są wciąż obecni w Niemczech, dodaje magazyn, cytując wysokiej rangi przedstawiciela amerykańskiego wywiadu, który powiedział, że "rosyjska obecność w Niemczech jest ogromna".