Według mediów, po dzielnicy rządowej Londynu krąży lista 36 posłów, którzy mieli się ich dopuszczać. Jej autorami są pracownicy biur Partii Konserwatywnej. Co więcej, część kobiet zatrudnionych w parlamencie utworzyło specjalną grupę w szyfrowanej aplikacji telefonicznej, w której ostrzegają się wzajemnie przed mężczyznami przekraczającymi granice profesjonalnej współpracy. Wśród porad znajdują się zalecenia, by z niektórymi nie wsiadać do wspólnej taksówki czy unikać jazdy windą bez towarzystwa innych osób. Theresa May, w liście zaadresowanym do spikera Izby Gmin Johna Bercowa, nazywa sytuację, jaka wyłania się z tych doniesień, "niemożliwą do tolerowania". Według BBC, istnieje obecnie ponadpartyjny konsensus, że potrzebne jest jakieś rozwiązanie, choć co do konkretów nie ma zgody. Brytyjska premier sugeruje utworzenie specjalnej instytucji zajmującej się się podobnymi przypadkami. Są już głosy krytyki - albo, że skomplikuje to proces, zwiększając biurokrację, albo też, że relacja zależności zawodowej sprawi, że kobiety będą bały się zgłaszać skargi.Wczoraj media doniosły o niestosownym zachowaniu dwóch mężczyzn z kręgów rządowych. Były minister ds. Walii Stephen Crabb wysyłał cztery lata temu wulgarne wiadomości do dziewiętnastolatki, która ubiegała się o pracę w jego biurze. To z tego powodu miał on stracić stanowisko. Z kolei sekretarz stanu w ministerstwie handlu Mark Garnier zlecać miał swej sekretarce kupno zabawek z sex shopu oraz określać ją seksistowskim przydomkiem.