Panetta podkreślił, że amerykańscy żołnierze opuszczają Irak z poczuciem dumy i że weterani tego prawie dziewięcioletniego konfliktu mogą być pewni, iż "ich ofiara pomogła narodowi irackiemu w pozbyciu się tyranii i dała nadzieję na dobrobyt i pokój przyszłym pokoleniom tego kraju". Minister obrony USA powiedział, że w Iraku przelano wiele krwi, ale nie na próżno: celem był Irak suwerenny i niepodległy, zdolny do samodzielnego rządzenia i dbania o własne bezpieczeństwo. Koniec amerykańskiego zaangażowania militarnego w Iraku prezydent Barack Obama oficjalnie ogłosił w środę w przemówieniu wygłoszonym w bazie wojskowej Fort Bragg w Karolinie Północnej. Obama złożył hołd żołnierzom, którzy służyli i zginęli w Iraku oraz ich rodzinom. Wysoko ocenił "nadzwyczajne osiągnięcia" amerykańskich żołnierzy podkreślając, że trwający dziewięć lat konflikt nie zakończył się - co prawda - zwycięstwem, ale w sposób honorowy. Analitycy podkreślają, że Obama od początku był przeciwny wojnie w Iraku, którą "odziedziczył" po republikańskim poprzedniku George'u W. Bushu, a obecnie ją kończy pozostawiając jednak wciąż niestabilną sytuację w tym kraju. W wojnie w Iraku zginęło, według danych oficjalnych, prawie 4500 żołnierzy USA i ponad 100 tys. Irakijczyków. Ponad 32 tys. Amerykanów zostało rannych. Panetta podkreślił, że ten konflikt wart był swej ceny, zapłaconej we krwi i w pieniądzach, ponieważ wprowadził Irak na drogę do demokracji. Reuters pisze, że kierownictwo irackie przedstawia wycofanie wojsk amerykańskich jako nowy początek suwerennego Iraku, ale wielu Irakijczyków zastanawia się, w jakim kierunku podąży ich kraj, kiedy opuszczą go żołnierze USA. Niektórzy obawiają się nasilenia konfliktów na tle religijnym, a także powrotu Al-Kaidy. Innym punktem zapalnym jest spór między Kurdami na północy kraju a rządem w Bagdadzie o terytoria i ropę naftową.