Przyjęta w poniedziałek przez ministrów spraw zagranicznych państw UE unijna "czarna lista" obejmuje 21 osób: ośmiu krymskich separatystów, 10 rosyjskich polityków i urzędników oraz trzech członków rosyjskiego personelu wojskowego, bezpośrednio zaangażowanych w działania prowadzące do secesji Półwyspu Krymskiego od Ukrainy. - Mamy nadzieję, że to przekona naszych rosyjskich partnerów, że sprawy są poważne i mamy nadzieję, że doprowadzi to do refleksji - powiedział Sikorski na konferencji prasowej po spotkaniu ministrów. Dodał, że eskalacja kryzysu na Ukrainie, jaką byłaby interwencja Rosji na wschodzie czy południu Ukrainy "nie jest nikomu potrzebna". Według Sikorskie poniedziałkowa decyzja Unii "tworzy ramy prawne do możliwych dalszych decyzji Rady Europejskiej na szczeblu szefów rządów, które będą podejmowane w świetle wydarzeń w najbliższych dniach". Przywódcy państw UE "za kilka dni mogą podjąć dalsze działania, w tym wydłużenie listy - dodał. - Myślę, że stanie się to w świetle decyzji rosyjskich"; szczyt UE odbędzie się w najbliższy czwartek i piątek, w tych dniach rosyjski parlament może wyrazić zgodę na przyłączenie Krymu do Federacji Rosyjskiej, za czym opowiedziało się w minioną niedzielę 97 proc. uczestników krymskiego referendum. UE wprowadziła swoje sankcje w związku z kryzysem na Krymie równocześnie z USA. Jednak amerykańska "czarna lista" różni się od unijnej, co przyznał Sikorski. - Te listy rzeczywiście trochę się różnią. Stanom Zjednoczonym jest łatwiej tego typu decyzje podejmować. Po pierwsze: USA są dalej i ewentualne konsekwencje gospodarcze nie będą dla nich tak dotkliwe. Po drugie: Stany Zjednoczone są państwem i sankcje wprowadza się decyzją jednego człowieka - prezydenta USA. A my musimy uzyskać zgodę wszystkich państw członkowskich, co zawsze jest kompromisem - powiedział minister. - Zrobiliśmy to, co zapowiedzieliśmy. Ale to prawda: USA są z Marsa, a my jesteśmy z Wenus - powiedział minister, przywołując opinię jednego z amerykańskich analityków Roberta Kagana na temat różnic w polityce zagranicznej USA i UE. Na unijnej liście nie ma trzech osób z najbliższego otoczenia prezydenta Władimira Putina: jego doradców Siergieja Głazjewa i Władisława Surkowa oraz wicepremiera Dmitrija Rogozina, którzy figurują na amerykańskiej liście. UE ukarała zaś m.in. kilku członków obu izb parlamentu Rosji, w tym przewodniczącego komisji ds. Wspólnoty Niepodległych Państw w Dumie Państwowej Leonida Słuckiego, wiceprzewodniczącego Dumy Siergieja Żeleźniaka, a także premiera Autonomicznej Republiki Krymu Siergieja Aksjonowa oraz trzech dowódców rosyjskiego wojska, w tym wiceadmirała, głównego dowódcę Floty Czarnomorskiej Aleksandra Witkę. Według Sikorskiego wprowadzenie przez UE nowych sankcji wobec Rosji, dotyczących współpracy gospodarczej, rozważane jest "w fazie trzeciej, czyli w sytuacji, gdy Rosja wkracza wojskowo na wschodnią Ukrainę". Być może w uniknięciu takiego scenariusze pomoże szybkie wysłanie na wschód i południe Ukrainy misji obserwacyjnej Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, za czym opowiedzieli się w poniedziałek unijni ministrowie. Jak przyznał Sikorski, dalej idące sankcje gospodarcze wobec Rosji byłyby kosztowne także dla Polski. "Polska jest jednym z tych krajów, które mają większą proporcję handlu z Rosją w swoim portfelu niż średnia europejska. O ile pamiętam, 7-8 proc. naszego eksportu trafia do Rosji i 2/3 naszego gazu importujemy z Rosji. To znacznie więcej niż Wielka Brytania, Francja czy Hiszpania. Więc proponuję nie przesadzać z entuzjazmem we wprowadzaniu sankcji, bo my też za to zapłacimy i to więcej niż inni" - powiedział minister. - Dlatego słuszne jest, że UE już zabrała się do badania, jakie sankcje można wprowadzić i jaki to będzie miało koszt dla całej UE i poszczególnych członków. Sankcje mają służyć nam i mają być boleśniejsze dla tych, którzy dokonują agresji - dodał. Sikorski skrytykował też polskich polityków, którzy w zeszłą niedzielę byli obserwatorami nielegalnego referendum na Krymie. - Kategorycznie potępiam udział polskich polityków w legitymizowaniu nielegalnych: referendum i okupowania terytorium Ukrainy. Uważam to za działalność wysoce szkodliwą - powiedział minister. Jego zdaniem partie, do których należą ci politycy, powinny "wyciągnąć z tego daleko idące wnioski". - To działalność ewidentnie sprzeczna z polską racją stanu - ocenił. Niedzielne referendum na Krymie obserwowali m.in. poseł SLD Adam Kępiński oraz były poseł Samoobrony Mateusz Piskorski.