Kiedyś wojna w Europie była nie do pomyślenia, dziś niestety jest inaczej - ocenił w czwartek minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi premiera Donalda Tuska dla najnowszego wydania tygodnika "Die Zeit", że uważa on za realną możliwość rosyjskiej inwazji na wschodnią i południową Ukrainę.Szef MSZ podkreślił, że jeszcze trzy miesiące temu nikt nie przewidywał, że dojdzie do zajęcia Krymu przez Rosję, ani nie myślał nawet o możliwości zastosowania wobec niej sankcji. Zaznaczył, że Rosję - jeśli się nie wycofa z Krymu - czekają poważne konsekwencje. Przytoczył przykład północnego Cypru, zamieszkałego w większości przez ludność turecką, który samozwańczo ogłosił odłączenie od Cypru. "Ta sytuacja trwa, ale z poważnymi konsekwencjami: nie mogą tam lądować samoloty międzynarodowe, nie ma inwestycji, handlu. To powoduje, że Cypr Północny jest trzy razy biedniejszy od reszty wyspy" - mówił Sikorski w czwartek w radiu TOK FM. "Myślę, że Rosjanie nie do końca przemyśleli konsekwencje i koszty swoich działań" - ocenił Sikorski, wskazując na straty polityczne i "odmienny klimat gospodarczy", jaki powoduje nałożenie sankcji unijnych. Pytany o kwestię wiz na Krym, Sikorski przypomniał, że mieszkańcy tego regionu, którzy będą chcieli podróżować do krajów UE, będą musieli się starać o wizę Schengen w konsulatach na Ukrainie. Sikorski podkreślił też, że w polskim i europejskim interesie jest dbanie, by Ukraina wzmocniła się. "W naszym interesie jest, by ten kraj wreszcie okrzepł, zaczął walczyć z korupcją i innymi patologiami. Można tu działać poprzez podanie pomocnej ręki i my to robimy" - zaznaczył. Wymienił w tym kontekście pożyczkę MFW dla Ukraińców i jednostronne otwarcie granicy celnej z UE dla wyrobów ukraińskich. "Tymczasem Rosja podnosi ceny gazu. Jeśli Ukraina jest zaprzyjaźnionym narodem dla Rosji, to spodziewałbym się innego podejścia" - dodał szef MSZ. Pytany o kwestie stacjonowania wojsk natowskich na terenie Polski, Sikorski podkreślił, że sprawa jest skomplikowana. Zaznaczył, że dotychczasowa reakcja NATO wobec Rosji obejmuje na razie czynniki krótkoterminowe, takie jak wzmocnienie Polski siłami powietrznymi i przerzut sił amerykańskich do Rumunii. Natomiast - zauważył - piętnaście lat temu, kiedy podejmowano decyzję o nielokowaniu znaczących sił wojskowych w naszym kraju, nie przewidywano takiego rozwoju zdarzeń do jakiego doprowadziła Rosja. Jako "znaczące siły" wskazał liczbę powyżej dwóch brygad; podkreślił, że rozlokowanie tylu żołnierzy byłoby zatem możliwe nawet w ramach istniejących ograniczeń. Zaznaczył, że można też myśleć o rewizji tych założeń, jeśli Rosja będzie eskalowała konflikt. Sikorski, pytany o to, czy rozważane jest przyjęcie Ukrainy do NATO, odpowiedział, że NATO "życzy sobie mieć u siebie tych członków, którzy naprawdę chcą być w Sojuszu i dodają mu bezpieczeństwa". "Więc tematu Ukraina w NATO po prostu nie ma" - powiedział. Dodał, że nie są też planowane żadne wspólne ćwiczenia wojskowe z Ukraińcami.