- Aby Ukraina wypełniła warunki, jakie stawia jej UE na podpisanie umowy stowarzyszeniowej, muszą być uchwalone ustawy, których uchwalenie jest niełatwe z punktu widzenia uzyskania większości w Radzie (Najwyższej Ukrainy) - powiedział szef MSZ, pytany w piątek przez dziennikarzy w Sejmie o to, jak użycie terminu "ludobójstwo" w treści uchwały mogłoby wpłynąć na unijne aspiracje Ukrainy i polsko-ukraińskie relacje. Według Sikorskiego zastosowanie tego określenia mogłoby wywołać awanturę w Radzie, gdzie "mają miejsce blokowania mównicy, sesje wyjazdowe". W podjętej przez Sejm w piątek uchwale upamiętniającej ok. 100 tys. Polaków bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów zbrodnię tę określono jako "czystkę etniczną o znamionach ludobójstwa". Sejm w głosowaniu odrzucił poprawki i wnioski mniejszości przewidujące użycie terminu "ludobójstwo" w uchwale oraz ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci Ofiar Zbrodni Wołyńskiej - Męczeństwa Kresowian. Według szefa MSZ sformułowanie "czystka etniczna o znamionach ludobójstwa" jest zgodne z prawdą historyczną, a domaganie się użycia terminu "ludobójstwo" było "aktem politycznym". W ocenie ministra treść uchwały "powinna być satysfakcjonująca dla ocalałych i rodzin tych, którzy stracili życie". Apel ministra - To ważny dzień dla relacji polsko-ukraińskich i cieszę się, że Sejm nie dał się ponieść manipulacjom - podkreślił Sikorski. Nawiązał do apelu deputowanych ukraińskiego parlamentu z Partii Regionów o uznanie tragedii wołyńskiej za ludobójstwo. List w tej sprawie do marszałek Sejmu Ewy Kopacz minister ocenił jako "pułapkę, w którą, dzięki Bogu, nie wpadliśmy". - W uchwale znalazło się potępienie zbrodniarzy i nie ma zgody na ich wybielanie - powiedział szef MSZ. - Zauważmy też ewolucję w świadomości ukraińskiej, pozytywy, które mają miejsce w upamiętnianiu miejsc kaźni, traktowaniu polskiej mniejszości na Ukrainie - apelował minister. Według Sikorskiego "proces pojednania jest trudny, bo się nie odbywa między przyjaciółmi, tylko się odbywa pomiędzy byłymi wrogami". - Można temu procesowi pomóc albo można dać upust swoim emocjom, często zrozumiałym, i temu procesowi zaszkodzić - zaznaczył. Sikorski, apelując z sejmowej mównicy o głosowanie za terminem "czystka etniczna o znamionach ludobójstwa", zwrócił uwagę, że stosunki polsko-ukraińskie były przedmiotem troski wszystkich rządów i prezydentów Polski. Wyraził opinię, że relacje z Ukrainą były "najjaśniejszym elementem" prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Sikorski przytoczył słowa Lecha Kaczyńskiego z 13 maja 2006 r. wypowiedziane w Pawłokomie: "Nasze narody pokazują całemu światu, że nie ma takiego zła w historii, którego nie można przezwyciężyć. (...) Umiejmy z miłosierdziem i odwagą wspólnie modlić się do Boga słowami: 'odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom'". Zaznaczył, że Lech Kaczyński powiedział też: "Nie możemy zmienić przeszłości, ale możemy sprawić, żeby nie determinowała przyszłości". "Interes polityczny zwyciężył nad interesem narodowym" Później oponował w tej sprawie Maciej Łopiński z PiS. Podkreślił, że prezydentowi Kaczyńskiemu "zależało na Ukrainie, ale nie szedł na kompromis z prawdą". Według Łopińskiego prezydent Kaczyński użył określenia "ludobójstwo" dwukrotnie w posłaniu skierowanym do Światowego Zjazdu Kresowian obradującego na Jasnej Górze. Sikorski powiedział dziennikarzom, że słowo "ludobójstwo" w liście Kaczyńskiego do Kresowian "pada, ale w nieostry sposób". Przypomniał, że podczas przemówienia w Sejmie mówił o wycofaniu przez Lecha Kaczyńskiego patronatu nad konferencją Instytutu Pamięci Narodowej "właśnie dlatego, że w tytule konferencji było słowo 'ludobójstwo'". "Zresztą urzędnicy prezydenta Kaczyńskiego argumentowali wtedy, że prezydent z pragmatyzmu nie chciał właśnie zaszkodzić procesowi pojednania" - mówił Sikorski. - Nie twierdzę, że Lech Kaczyński miał tutaj jednoznaczne stanowisko, ono ewoluowało, ale jednocześnie rozumiał te racje, o których ja dzisiaj mówiłem, a których opozycja prawicowa udaje, że ich nie rozumie, bo interes polityczny zwyciężył nad interesem narodowym - powiedział. Podkreślił, że dziwi się polskiej prawicy, która "zawsze potrafiła wykazać zmysł strategiczny, a także czasami wielkoduszność wobec naszych byłych wrogów, a teraz ten instynkt państwowy zatraca". "To wyjątkowo podłe" Do wypowiedzi Sikorskiego, który przytoczył słowa prezydenta Kaczyńskiego z 2006 r. w Pawłokomie, odniósł się lider PiS Jarosław Kaczyński. Zaznaczył, że w tych wypowiedziach b. prezydent wzywał do pojednania z Ukrainą. - Nie jesteśmy przeciwnikami pojednania. (Szef MSZ) Sugerował, że Lech Kaczyński nie używał i to w dokumentach oficjalnych pojęcia ludobójstwo. Otóż używał. Cała reszta jest kłamstwem i próbą usprawiedliwiania się - powiedział. Według Kaczyńskiego takie usprawiedliwianie się to "stara metoda" rządu, który popełnia błędy i później "próbuje udowadniać, że winien jest Lech Kaczyński". - To wyjątkowo wręcz podłe, ale taki jest charakter ludzi, którzy dzisiaj rządzą. Po prostu mają bardzo złe charaktery - powiedział. Szef PiS odniósł się także do słów Sikorskiego o rezygnacji przez Lecha Kaczyńskiego z patronatu nad konferencją IPN. - Nie znam szczegółów tej sprawy. Być może, że tam były elementy, które były trudne, czasem pojawiały się sądy bardzo skrajne. Przypomniał, że to była kwestia urzędników kancelarii. - Mogło się nawet zdarzyć, że mój brat dokładnie tego nie wiedział. Nie wiem, kto podejmował tę decyzję - powiedział. - Brat miał w tej sprawie wyrobiony pogląd. Jeżeli była jakaś kwestia, to najwyżej timingu stawiania pewnych spraw, ale bezpośrednio wobec Ukraińców. Tutaj pewne wymogi taktyczne były brane pod uwagę, ale tylko na poziomie taktyki. Było wiadomo, że stanowisko zasadnicze jest jasne: to było ludobójstwo - dowodził.