"Konferencja nie jest problemem sama w sobie, ale nie padły argumenty, dlaczego ją organizujemy" - powiedział Siemoniak w czwartek w Polskim Radiu 24. Wskazał, że brakuje ważnych partnerów, choćby Rosji, Chin i Iranu, z którym - jak podkreślił - mieliśmy dobre stosunki, a po ogłoszeniu organizacji tej konferencji były podróże polskich dyplomatów do Teheranu, żeby łagodzić sytuację. Wiceszef PO podkreślił, że "Polska zawsze miała wyważoną politykę bliskowschodnią, i że podobnie jak Unia Europejska uważa, że wypowiedzenie porozumienia z Iranem nie jest dobrą drogą". Stwierdził ponadto, że odbywająca się w Warszawie konferencja nie odpowiada też na formułowany przez premiera Mateusza Morawieckiego priorytet, aby Polska stała się pomostem między Bliskim Wschodem a Zachodem. Dodał też, że jest ostrożny w ocenie tzw. "porozumienia stulecia" między Izraelem a Autonomią Palestyńską przygotowanego przez Jareda Kushnera, podkreślając, że jest to bardzo trudny proces. Zaznaczył przy tym, że "nie ma w Warszawie delegacji Autonomii Palestyńskiej". W dniach 13-14 lutego w Warszawie odbywa się międzynarodowe spotkanie ministrów poświęcone bezpieczeństwu na Bliskim Wschodzie. W konferencji biorą udział przedstawiciele w randze ministra lub wiceministra z ponad 50 państw, a także wiceprezydent USA. System rakietowy HIMARS Były minister obrony odniósł się również do podpisanej przez MON umowy o wartości 414 mln dolarów na dostawę amerykańskiego systemu artylerii rakietowej HIMARS. "To jest system nowoczesny i potrzebny polskiej armii, szczególnie dziś, ale za mało kupiliśmy, bo tylko 20 baterii, np. Węgry kupiły 50" - powiedział. "I niepotrzebnie straciliśmy dwa lata" - dodał. Polityk zauważył, że kilka polskich zakładów mogłoby w tym brać udział, jednak podpisana w środę umowa nie przewiduje takiej współpracy. "Huta Stalowa Wola, Zakłady Mesko, Jelcz - te zakłady były gotowe i mają potencjał, tymczasem z tego kontraktu polski przemysł zbrojeniowy nic nie dostanie. A to ostatni dzwonek dla PGZ na transfer technologii" - dodał. "Przemysł zbrojeniowy to nie tylko firmy, to istotny element obronności kraju" - podkreślił były minister obrony. Problemy w negocjacjach? Rozmowy o zakupie przez Polskę zestawów artylerii rakietowej w ramach programu Homar trwały od 2015 r. Dotyczyły nie tylko dostaw, ale i perspektyw współpracy przemysłowej. Zainteresowanie programem Homar wyrażały poza firmą Lockheed Martin, także turecka firmą Roketsan oraz izraelska IMI Systems. W 2017 r. konsorcjum Polskiej Grupy Zbrojeniowej, dziewięciu jej spółek oraz prywatnej WB Electronics zarekomendowało korporację Lockheed Martin jako partnera do dalszych rozmów w programie Homar. PGZ zapewniała, że dostawy mogłyby się rozpocząć w dwa lata po podpisaniu umowy; a celem negocjacji nie jest zakup gotowego systemu, lecz uruchomienie centrum produkcyjno-serwisowego w kraju. Pod koniec 2017 r. ówczesny szef MON Antoni Macierewicz przyznał, że rozmowy z amerykańskim producentem są trudne. W lipcu ub.r. MON postanowiło, że negocjacje będą się toczyć w formule międzyrządowej. Jak informował resort, przyczyną rezygnacji z dotychczasowego sposobu pozyskania wyrzutni były m. in. "oczekiwania finansowe ze strony potencjalnych wykonawców, w tym zagranicznych, przekraczające środki, które MON zabezpieczyło na ten cel". W ramach międzyrządowej umowy wartości 414 mln dolarów Polska otrzyma od USA 20 wyrzutni HIMARS, w tym 18 bojowych i dwóch w wersji ćwiczebnej. Kontrakt obejmuje też dostawy amunicji rakietowej GMLRS i ATACMS oraz szkolnej LCRR. pojazdów dowodzenia, wozów amunicyjnych, ciągników ewakuacyjnych, a także wsparcie logistyczne, szkoleniowe i techniczne. Pierwszy dywizjon systemu zostanie pozyskany w konfiguracji maksymalnie zbliżonej do znajdujących się na wyposażeniu USA. Dostawy elementów systemu będą realizowane do 2023 r.