W Seulu życie toczy się swoim trybem. O zagrożeniu przypominają jedynie pokazywane w telewizji migawki z północnokoreańskich parad wojskowych i pojawiające się na coraz dalszych stronach gazet artykuły o kolejnych "pohukiwaniach" reżimu Kim Dzong Una. "Zupełnienie interesują mnie groźby Północy. Nie przejmuję się nimi ja, nie przejmuje się nimi nikt z moich znajomych. Kim Dzong Un nie jest dla nas żadnym zagrożeniem" - mówi Yu Yae Yong, 30-letnia mieszkanka Seulu. To postawa większości Koreańczyków z Południa. - Mieszkańcy Seulu reagują tak jak zwykle, czyli kompletnym brakiem zainteresowania - mówi Joanna Hosaniak z organizacji zajmującej się pomocą północnokoreańskim uchodźcom. Przez sześć dekad trudnego sąsiedztwa groźby nieprzewidywalnego reżimu są bagatelizowane. Większość Koreańczyków z Południa uważa, że wojna nie będzie, bo nawet reżim w Pjongjangu zdaje sobie sprawę z tego, że może ona być początkiem końca komunistycznej Korei.