Media podkreślają, że odrzucenie władzy Prisztiny w takim referendum byłoby z góry przesądzone. "Cały świat wie, że Serbowie (mieszkający na północy Kosowa) nie zgadzają się na zwierzchność kosowskich władz", co sprawia, że powszechne głosowanie w tej sprawie nie jest konieczne - podkreślił. Referendum, zaplanowane na 14 i 15 lutego, pogłębiłoby kryzys i "sprowokowałoby reakcję społeczności międzynarodowej" - dodał Tadić. Władze w Belgradzie już wcześniej krytykowały plany referendum podkreślając, że doprowadzi ono do wzrostu napięć w regionie i podważy starania Serbii o członkostwo w Unii Europejskiej. Starania Serbii o status kandydata do UE napotykają trudności m.in. z powodu odmawiania przez kosowskich Serbów zgody na rządy większości albańskiej w Kosowie. Napięta sytuacja panuje od lata tego roku na przejściach granicznych między Serbią a Kosowem. Zablokowali je kosowscy Serbowie w proteście przeciw obecności celników albańsko-kosowskich przysłanych przez rząd w Prisztinie. W grudniu Serbowie usunęli większość barykad i zawarli z Prisztiną porozumienie w sprawie funkcjonowania przejść. Zastrzegli jednak, że nie oznacza ono uznania niepodległości Kosowa. Serbowie stanowią mniej niż 10 procent ludności Kosowa, ale w jego północnej części tworzą większość mieszkańców. Zarówno kosowscy Serbowie, jak i rząd w Belgradzie nie uznają ogłoszonej w 2008 roku przez albańską większość deklaracji niepodległości Kosowa, dawnej prowincji Serbii.(