"Serbia nie może i nie powinna rezygnować ze swej europejskiej przyszłości. Każda inna decyzja miałaby długoterminowe skutki dla jej obywateli. Należymy do Europy i każde inne rozwiązanie miałoby skomplikowane konsekwencje" - oznajmił Tadić. Dodał, że przełożenie decyzji w sprawie Serbii będzie "wiatrem w żagle" nacjonalistycznej opozycji w kraju. Wicepremier Bożidar Djelić, odpowiedzialny w rządzie w Belgradzie za sprawy europejskie, podał się do dymisji po zakończeniu szczytu UE. "Powiedziałem, że jeśli nie otrzymamy statusu kandydata, odejdę - i dotrzymuję słowa" - powiedział dziennikarzom. Dwudniowy szczyt UE w Brukseli, na którym oczekiwano rozstrzygnięcia w sprawie Serbii, został zdominowany przez sprawę kryzysu strefy euro. Informując o przełożeniu decyzji, Van Rompuy zapewnił, że UE "będzie nadal oceniać postępy Serbii, a jasnym celem jest "nadanie statusu kandydata". Nieoficjalnie wiadomo, że największy sprzeciw wobec przyznania Belgradowi statusu kandydata do członkostwa w UE wyrażają Niemcy, popierane m.in. przez Austrię i Holandię. Komisja Europejska wnioskowała w październiku o przyznanie Serbii statusu kandydata bezwarunkowo, ale datę otwarcia negocjacji akcesyjnych uzależniła od poprawy stosunków Belgradu z jej dawną prowincją - Kosowem. Belgrad odmawia uznania proklamowanej w 2008 r. niepodległości Kosowa. W zeszłym tygodniu zawarł jednak z Prisztiną porozumienie o wspólnej kontroli przejść granicznych. Impulsem do tego stały się protesty kosowskich Serbów na przejściach granicznych między Serbia i Kosowem w Brnjaku i Jarinje. Władze w Kosowie oznajmiły potem, że przyjmując porozumienie o wspólnej kontroli przejść, Serbia uznała też przebieg granic i państwowość Kosowa. Jednak Belgrad uważa, że porozumienie jest czysto techniczne i nie stanowi aktu uznania niepodległości Kosowa.