"Moim zdaniem debata i głosowanie mają ograniczone znaczenie, bo widzieliśmy coś takiego już wiele razy. Chodzi o to, że zbliżający się do końca swego mandatu Parlament Europejski podejmuje jeszcze jedną próbę złamania Węgier" - oświadczył Doemoetoer w wywiadzie dla wtorkowego dziennika "Magyar Idoek". "Art. 7 jest narzędziem szantażu i zastraszenia" Jego zdaniem, zastosowanie art. 7 jest w obecnej sytuacji niczym więcej jak środkiem nacisku. "Niezależnie od tego, jaka procedura zostanie przyjęta, w Radzie Europejskiej nie ma jednomyślności niezbędnej do uruchomienia art. 7. Zresztą w tym przypadku cały ten art. 7 jest niczym więcej, jak narzędziem szantażu i zastraszenia" - oznajmił. "Chcą nam przepchnąć przez gardło pakiet migracyjny" Autorzy projektu rezolucji argumentują, że na Węgrzech łamana jest praworządność. Według sekretarza z kancelarii Orbana, autorka projektu rezolucji, Holenderka Judith Sargentini z Zielonych krytykuje jednak Węgry dlatego, że nie przyjęły dość imigrantów i nie uczestniczą w ich rozdzielaniu między państwa członkowskie UE. "Raport Sargentini przywołuje takie spory, które już wiele lat temu zakończyliśmy z Komisją Europejską. To niegodne instytucji unijnych. Jeśli praworządność rzeczywiście jest ważna, to dlaczego kwestionuje się kompromisy osiągnięte już pod względem prawnym? Widać z tego, że tak naprawdę chcą nam przepchnąć przez gardło pakiet migracyjny. Chcą obowiązkowego rozdzielania uchodźców" - powiedział Doemoetoer. Przyszłoroczne wybory do PE Ocenił, że od głosowania w sprawie projektu rezolucji dużo ważniejszy będzie wynik wiosennych wyborów do PE, w których zasadniczą kwestią jest to, czy pozostanie w nim "proimigracyjna większość", czy też więcej będzie przeciwników imigracji. Dodał, że przyszłoroczne wybory do PE będą najważniejsze z dotychczasowych, gdyż ich znaczenie nie ograniczy się do pięciu lat kadencji. "Stawką jest to, czy zdołamy ochronić nasze społeczności narodowe, czy uda nam się utrzymać bezpieczeństwo i zachować Europę w takiej formie, w jakiej ją pokochaliśmy" - oświadczył. Siedem minut dla Orbana Nawiązując do faktu, że premierowi Orbanowi dano siedem minut na wystąpienie podczas wtorkowej debaty, Doemoetoer ocenił, że siedmiominutowe przemówienia są silną stroną Orbana. "Jeśli ktoś się boi, że węgierski premier ma na temat przyszłości Europy do powiedzenia więcej, niż obecni przywódcy brukselscy, to jest to obawa uzasadniona" - dodał. Wynik środowego głosowania jest bardzo niepewny. Część posłów Europejskiej Partii Ludowej, do której należy rządzący na Węgrzech Fidesz, może głosować przeciw uruchomieniu procedury. W obronę Węgrów wezmą też eurosceptycy, a możliwe, że również europosłowie innych frakcji z Europy Środowo-Wschodniej. Głosowanie ważne dla Polski Głosowanie to będzie miało też znaczenie dla Polski. Taka sama procedura i większość będzie bowiem stosowana, gdyby europosłowie mieli wyrażać zgodę na stwierdzenie przez Radę UE istnienia wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez Polskę wartości unijnych. Z Budapesztu Małgorzata Wyrzykowska