We wtorek Donald Trump oświadczył, że jeśli Korea Północna nadal będzie grozić Stanom Zjednoczonym, to spotka się z "ogniem i furią, jakich świat nigdy nie widział". W odpowiedzi władze w Pjongjangu zagroziły atakiem w rejonie amerykańskiej wyspy Guam, a wypowiedź prezydenta Stanów Zjednoczonych określiły mianem kompletnego nonsensu.W czwartek prezydent Trump podtrzymał swoją groźbę. "Być może tamto moje oświadczenie było zbyt łagodne. Stoją za nami w 100 procentach nasze siły zbrojne i mamy poparcie wielu światowych przywódców" - stwierdził. Donald Trump podkreślił, że Amerykanie nie mają się czego obawiać. "Jeśli władze Korei Północnej tylko pomyślą o zaatakowaniu nas albo naszych sojuszników, to powinny być bardzo zaniepokojone, bo wtedy przytrafią im się takie rzeczy, jakie im się nie śniły" - ostrzegł prezydent Trump. Skrytykował też swoich poprzedników, że zrobili zbyt mało, by zatrzymać koreański program nuklearny. Wyraził także nadzieję, że Chiny zrobią więcej, by powstrzymać nieodpowiedzialne działania władz w Pjongjangu. "Katastrofalny scenariusz" Minister obrony USA Jim Mattis oświadczył w czwartek, w związku z rosnącymi napięciami między Waszyngtonem a Pjongjangiem, że Stany Zjednoczone w relacji z Koreą Płn. skupiają się na dyplomacji. Podkreślił, że scenariusz konfliktu zbrojnego byłby "katastrofalny". "Są rezultaty dyplomatyczne i chcę zostać przy tej dynamice" - powiedział Mattis w rozmowie z dziennikarzami w Kalifornii. Podkreślił, że choć konieczne jest zapewnienie możliwości skorzystania z rozwiązań militarnych, gdyby zaszła potrzeba ich zastosowania, USA wolą dyplomatyczne podejście do Korei Północnej.