Zdaniem 56-letniego Garzona, który stał się bardzo znany m.in. za sprawą doprowadzenia do aresztowania chilijskiego dyktatora Augusto Pinocheta, nałożona nań kara była arbitralna, niesprawiedliwa i łamie jego prawa człowieka i obywatela. Garzon został 9 lutego uznany za winnego zarządzenia nielegalnego podsłuchiwania rozmów między podejrzanymi w sprawie o korupcję a ich prawnikami. Werdykt ten - jeśli zostanie utrzymany - w praktyce oznacza zakończenie kariery sędziego znanego z prowadzenia śledztw przeciwko byłym dyktatorom w Ameryce Łacińskiej. Garzon był od maja 2010 roku zawieszony w czynnościach za "nadużycie władzy", jak zakwalifikowano wszczęcie przez niego śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez reżim gen. Francisco Franco. Garzon chciał wyjaśnić losy ponad 100 tys. przeciwników Franco wymordowanych pod koniec wojny domowej (1936-1939) i w początkowym okresie dyktatury. Sędziemu zarzucono jednak, że wszczynając to śledztwo w październiku 2008 roku, świadomie przekroczył kompetencje i naruszył ustawę o amnestii z 1977 roku. Ustawa, ogłoszona w dwa lata po śmierci dyktatora, uznała zbrodnie popełnione przez frankistów za niekaralne, ponieważ sprawcy działali "zgodnie z obowiązującymi wówczas ustawami". Od początku sędzia Garzon, który obecnie pracuje jako konsultant w Międzynarodowym Trybunale Karnym w Hadze, kategorycznie odrzucał oskarżenia o nadużycie władzy. Podsłuch w skandalu korupcyjnym uzasadniał domniemaniami, że adwokaci chcieli pomagać podejrzanym w transferowaniu łapówek w bezpieczne miejsca. Media hiszpańskie zwróciły uwagę, że sędzia śledczy, który przejął od Garzona sprawę wspomnianego skandalu korupcyjnego, również zlecił podsłuchiwanie adwokatów.