We wtorek frakcja socjaldemokratów oficjalnie poparła kandydaturę Schulza. On sam na konferencji prasowej zapewnił, że jako przewodniczący PE będzie reprezentował cały Parlament Europejski, a jego ambicją jest "wzmocnić tę instytucję wobec innych unijnych instytucji", a zwłaszcza reprezentującej rządy Rady. Zapowiedział też, że będzie zabiegał o silną rolę Parlamentu Europejskiego w zarządzaniu gospodarczym strefy euro. - Jeśli rządy ogłoszą się rządem gospodarczym strefy euro, to my ogłosimy się parlamentem gospodarczym - powiedział. Schulz może być pewny, że przejmie po Jerzym Buzku stanowisko przewodniczącego PE. Dwie największe frakcje uzgodniły ponad dwa lata temu porozumienie techniczne: w pierwszej połowie pięcioletniego mandatu PE kierować będzie chadek z Europejskiej Partii Ludowej, a w drugiej połowie socjaldemokrata. Schulz przypomniał, że w myśl tego porozumienia socjaldemokraci jednomyślnie poparli Jerzego Buzka i nie wystawili swojego kandydata. Schulz bardzo pochlebnie wypowiadał się we wtorek o obecnym przewodniczącym, podkreślając symboliczną wymowę tej prezydentury: Buzek jest "pierwszym przewodniczącym z kraju, który jeszcze niedawno był w Pakcie Warszawskim", co symbolizuje zjednoczenie Europy. Zwrócił jednak uwagę na duże "różnice charakterów" między nim a Buzkiem. - Tak więc styl mojej prezydentury będzie inny - zauważył. Niemiecki socjaldemokrata słynie w PE z dość wybuchowego charakteru i ciętego języka, zwłaszcza w krytyce prawicowych polityków. W 2003 roku, za włoskiej prezydencji w UE, premier Włoch Silvio Berlusconi w reakcji na jedną z ostrych deklaracji Schulza powiedział, że Schulz (wówczas szeregowy eurodeputowany) byłby idealnym kandydatem do zagrania roli kapo we włoskim filmie. Ta powszechnie krytykowana wypowiedź Berlusconiego paradoksalnie przyczyniła się do wzrostu popularności Schulza we frakcji socjaldemokratów PE.