Jak wynika z opublikowanych w piątek rezultatów sondażu instytutu Forsa, przeprowadzonego dla stacji telewizyjnej RTL, SPD ma poparcie ze strony 32-34 proc. ankietowanych, a ich partner koalicyjny Zieloni 7-8 proc. CDU/CSU uzyskały 41-43 proc. a FDP 7-8 proc. Języczkiem u wagi może okazać się Partia Lewicy, którą popiera od 7-8 proc. pytanych. Liderzy SPD i Zielonych wykluczają jak dotychczas koalicję z Partią Lewicy, wywodzącą się z postkomunistycznej PDS oraz zachodnioniemieckich działaczy związkowych i politycznych, przeciwnych polityce społecznej i gospodarczej rządu Gerharda Schroedera. Sondaż przeprowadzono w dniach od 12 do 16 września wśród 2004 osób. On czy ona Niemcy, największy kraj w Europie i najważniejszy sąsiad Polski, wybiorą w niedzielę swój nowy parlament, Bundestag. Wybory odbywają się o rok wcześniej niż planowano, gdyż prezydent Horst Koehler skrócił kadencję izby na wniosek kanclerza Gerharda Schroedera. "On czy ona", czyli socjaldemokrata Schroeder czy kandydatka opozycji, przewodnicząca CDU Angela Merkel. Przed takim wyborem staną w niedzielę 62 miliony obywateli Niemiec uprawnionych do głosowania. Od ich decyzji zależy, czy rządząca od siedmiu lat koalicja Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) i Sojuszu90/Zieloni pozostanie przez kolejne cztery lata u władzy, czy też zastąpi ją blok partii mieszczańskich - Unia Chrześcijańsko-Demokratyczna (CDU), bawarska Unia Chrześcijańsko- Społeczna (CSU) i liberalna Wolna Partia Demokratyczna (FDP). Chadecy i liberałowie utracili na krótko przed wyborami absolutną przewagę, którą utrzymywali w sondażach przez wiele miesięcy tego roku. Zapowiada się więc zacięta walka do ostatniej chwili o 598 miejsc w Bundestagu. Ordynacja wyborcza przewiduje ponadto możliwość przyznania dodatkowych mandatów bezpośrednich. Lokale wyborcze będą czynne w niedzielę od godz. 8 do 18. "Czarna seria"porażek SPD Krótka kampania wyborcza rozpoczęła się dopiero 22 maja. Właśnie w tym dniu Schroeder nieoczekiwanie ogłosił, że będzie dążył do przedterminowych wyborów. Powodem tej decyzji, niekonsultowanej ani z własną partią, ani też z partnerem koalicyjnym, była klęska SPD w wyborach do lokalnego parlamentu w Nadrenii Północnej - Westfalii. Ten land uważano dotychczas za bastion socjaldemokratów, którzy rządzili nim nieprzerwanie przez 39 lat. Klęska w Nadrenii była punktem kulminacyjnym "czarnej serii" porażek poniesionych przez SPD w ostatnich trzech latach. Ich główną przyczyną był sprzeciw wyborców wobec wdrażanej przez rząd Schroedera polityki cięć socjalnych - tzw. Agendy 2010. - Chcę, by to suweren, czyli naród, zdecydował w wyborach o reformach - oświadczył szef rządu, uzasadniając swoje postępowanie. Media uznały początkowo decyzję kanclerza za polityczne samobójstwo, a w najlepszym wypadku za "godne odejście z urzędu". Jednak Schroeder nie poddaje się, a obecnie wydaje się być w życiowej formie. Wypadł bardzo dobrze w jedynym podczas tej kampanii pojedynku telewizyjnym z Merkel, a zdecydowana większość telewidzów uznała go za zwycięzcę. Schroedera walka o wyborców Bez marynarki, w białej koszuli z podwiniętymi rękawami i czerwonym krawatem, z wielką werwą zabiega kanclerz na wiecach o poparcie dla swoich reform i ostrzega przed "drapieżnym kapitalizmem" chadeków. W każdym przemówieniu podkreśla, że to on sprawił, iż Niemcy cieszą się międzynarodowym uznaniem jako "pokojowa siła średniej wielkości". - Dopóki ja jestem kanclerzem, decyzje o wojnie i pokoju zapadają tu w Berlinie i nigdzie indziej - zapewnia, przypominając swój sprzeciw wobec wojny w Iraku. Jednak nie polityka zagraniczna, lecz stan gospodarki i problemy socjalne są w centrum uwagi niemieckich wyborców. Widmo utraty pracy (na bezrobociu jest ponad 4,7 mln osób), zastój gospodarczy i ogromne zadłużenie kraju spędzają sen z oczu przyzwyczajonym do bezpieczeństwa i dobrobytu obywatelom Niemiec. Niemcy chcą pracy Nie bez schadenfreude Merkel przypomina Schroederowi przy każdej nadarzającej się okazji jego wypowiedź z 1998 r. Świeżo upieczony kanclerz oświadczył wówczas, że jeśli nie uda mu się wyraźnie zmniejszyć liczby bezrobotnych, to nie zasłuży na ponowny wybór. - Trzymamy kanclerza za słowo - powtarzają chadecy, podkreślając, że w czasie siedmioletnich rządów koalicji SPD-Zieloni bezrobotnych nie tylko nie ubyło, lecz jest ich więcej niż w 1998 r. "Pierwszeństwo dla pracy" - to jeden z głównych sloganów wyborczych chadeków. Receptą na ożywienie koniunktury i zwiększenie miejsc pracy jest - ich zdaniem - obniżenie podatków, liberalizacja przepisów pracy, w tym ograniczenie ochrony przed zwolnieniami, zmniejszenie wpływów związków zawodowych i ograniczenie biurokracji. By obniżyć wysokie koszty pracy, które są piętą achillesową niemieckiej gospodarki, CDU i CSU planują obniżenie o dwa punkty procentowe składki płaconej przez przedsiębiorców na fundusz dla bezrobotnych. W zamian chadecy chcą podnieść podatek VAT. Paul Kirchhof, kandydat na ministra finansów w rządzie Merkel, snuje plany wprowadzenia w przyszłości podatku liniowego o stawce 25 proc. Wyborców zaniepokoiła jego zapowiedź zlikwidowania ponad 400 istniejących obecnie ulg podatkowych. Dlatego naukowiec stał się obiektem niewybrednych ataków ze strony SPD. - Profesor z Heidelbergu traktuje obywateli jak króliki doświadczalne - ostrzega Schroeder, wzbudzając aplauz wśród słuchaczy. Opozycja oskarża z kolei koalicję rządową o ukrywanie przed wyborcami planów radykalnych cięć wydatków w najbliższych latach. Chadecy twierdzą, że ministerstwo finansów przygotowało listę zawierającą propozycję oszczędności na kwotę 30 mld euro rocznie. Cięcia mają dotyczyć emerytur, świadczeń socjalnych i pomocy dla bezrobotnych. - Nie ma takiej listy - zaklina się minister finansów Hans Eichel. Pogadamy z Polakami Chadecy i liberałowie nie pozostawiają także suchej nitki na polityce zagranicznej rządu SPD -Zieloni. Ich zdaniem rząd Schroedera doprowadził do osłabienia sojuszu ze Stanami Zjednoczonymi, a równocześnie wykazywał bezkrytyczne podejście do putinowskiej Rosji. Tworząc oś Paryż-Berlin-Moskwa naraził na szwank stosunki z mniejszymi krajami Unii Europejskiej. Merkel i kandydat FDP na stanowisko ministra spraw zagranicznych Wolfgang Gerhardt krytykują brak konsultacji z Polską w sprawie projektu budowy gazociągu z Rosji, przez Bałtyk do Niemiec. Niemiecka opozycja zapowiada, że będzie w większym stopniu niż obecny rząd uwzględniała stanowisko innych krajów, a polityka dogadywania się z Rosją ponad głowami Polaków nie będzie kontynuowana. W stosunkach polsko-niemieckich może jednak dojść do konfliktów innego rodzaju. Partie chadeckie opowiadają się za utworzeniem w Berlinie "Centrum przeciwko Wypędzeniom", czemu przeciwna jest Polska. Języczek u wagi Pojawienie się na niemieckiej scenie politycznej w lecie tego roku nowej siły lewicowej, Partii Lewicy, skomplikowało sytuację. Partia głosząca popularne hasła wprowadzenia pensji minimalnej, podniesienia podatków dla najbogatszych, zwiększenia świadczeń socjalnych oraz rządowych programów ożywienia koniunktury, zdobyła "na dzień dobry" 12 proc. poparcia. Partia ta, choć poparcie dla niej spadło obecnie do 8 proc., utrudni zdobycie przez chadeków i liberałów absolutnej większości mandatów. Powstała też możliwość utworzenia nowej koalicji - SPD, Zieloni i Partia Lewicy - lub też tolerowania przez nową lewicę mniejszościowego rządu socjaldemokratów i Zielonych. Kanclerz Schroeder i szef SPD Franz Muentefering wykluczają możliwość współpracy z postkomunistami z nowej lewicy. Jednak inni działacze SPD, wśród nich burmistrz Berlina Klaus Wowereit, wahają się. - To wyborcy zdecydują w końcu, jaka koalicja powstanie po wyborach - powtarzają przedstawiciele wszystkich partii.