W swoim wystąpieniu były kanclerz przypomniał osiągnięcia swego rządu w polityce zagranicznej. - To za naszych czasów niemiecka polityka zagraniczna zyskała na pewności siebie i niezależności - mówił Schroeder. - To my wyraźnie zaznaczyliśmy: losy tego kraju rozstrzygają się w Berlinie i nigdzie indziej - powiedział. Schroeder kierował w latach 1998-2005 koalicyjnym rządem SPD/Zieloni. Po porażce w wyborach jesienią 2005 roku odszedł z polityki, przyjmując stanowisko szefa rady nadzorczej w rosyjsko- niemieckiej spółce budującej Gazociąg Północny. Socjaldemokrata podkreślił, że Niemcy poparły wojskowe interwencje w Kosowie i Afganistanie, gdy "chodziło o ratowanie ludzi". - Druga strona medalu jest jednak tak samo oczywista: gdy nie byliśmy przekonani, (...), to wykazaliśmy determinację, by powiedzieć "nie" sojusznikom, także tym największym. Powinniśmy zachować tę postawę - mówił Schroeder, oklaskiwany przez delegatów. W 2003 roku Schroeder sprzeciwił się amerykańskiej operacji wojskowej w Iraku. Należał, wraz z Rosją i Francją, do najbardziej zdecydowanych krytyków polityki Waszyngtonu w Iraku. Były kanclerz pochwalił politykę zagraniczną prowadzoną przez obecnego ministra Franka-Waltera Steinmeiera, który był jego najbliższym współpracownikiem. Podkreślił, że Steinmeier miał odwagę włączyć "wszystkich aktorów" do procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie. Taka polityka gwarantuje, że nie będzie trzeciej wojny, "o której teraz znów niektórzy gadają" - zauważył Schroeder. Zjazd SPD potrwa do niedzieli. Socjaldemokraci przyjmą nowy program partii i wybiorą nowe władze. Zdaniem obserwatorów, delegaci utrzymają na stanowisku przewodniczącego obecnego przywódcę partii Kurta Becka. Jednym z kontrowersyjnych tematów będzie polityka socjalna. Większość socjaldemokratów domaga się korekty reform wdrożonych przez Schroedera w latach 2003-2005. Lewe skrzydło partii uważa za szczególnie niesprawiedliwą reformę rynku pracy, która ograniczyła świadczenia dla bezrobotnych.