Paryż pogrążony jest w zadumie. Widać dwa światy - ten lokalny, w którym czas się zatrzymał, oraz ten zewnętrzny - świat, który opakowuje wydarzenie i wysyła dalej w postaci newsów, zdjęć, relacji, reportaży, wywiadów. Tu czasu nie ma, wciąż go brakuje. Od pojawienia się ognia w Notre Dame minęła ponad doba. Na stacjach metra tłoczno. W mieście tłoczno. Trzeba uważać, żeby się nie potknąć o leżących na kartonach w pobliżu Châtelet bezdomnych. Nikt na tych ludzi nie zwraca uwagi. Stacja w pobliżu katedry została zamknięta. Paryż przeżywa oblężenie. Tak dziś wygląda serce Francji - pulsujące tłumem turystów, którzy nie mają gdzie spać. Wszystkie hotele są zajęte. Na drzwiach wejściowych wywieszane są kartki, że nie ma miejsc. A mimo to każdy wchodzi, żeby dopytać, może coś się zwolniło, może ktoś nie dojechał. Wszyscy dojechali, żeby zobaczyć, nagrać, opisać. Miejsca są tylko na ulicy. Pogrążeni w myślach paryżanie zatrzymują się, patrzą na uszkodzoną katedrę - "klejnot architektoniczny pamięci zbiorowej", "symbol narodowy, bliski sercom paryżan, bez względu na wyznawane poglądy" - jak podkreślał papież Franciszek. Wymiar duchowy i religijny tej katastrofy jest zauważalny w Paryżu na każdym kroku. Tysiące ludzi zbierają się od poniedziałkowego wieczoru nie tylko wokół najbardziej znanego francuskiego zabytku, ale również organizowane są spontanicznie różne zgromadzenia, ze śpiewami ku czci Maryi albo naprędce odprawianymi nabożeństwami. Tak było choćby we wtorek na placu św. Michała, po przeciwnej stronie katedry, gdzie najpierw przy znanej fontannie zebrało się może nawet kilka tysięcy wiernych, którzy przeszli następnie w dużej procesji w kierunku Notre Dame. Z placu słychać coraz głośniejszy śpiew. Paryżanie się modlą, śpiewają, stoją na barierkach, żeby coś zobaczyć, żeby uczestniczyć w tym, co ich teraz łączy. Zamyśleni, przejęci. Na fontannie przy placu św. Michała stoi kobieta. Trzyma ogromną flagę Francji. Chór nie przestaje śpiewać. Z placu św. Michała zgromadzeni paryżanie idą w procesji pod Notre Dame. Tam wybrzmiewa symboliczna w tym miejscu pieśń “Salve Regina" (Witaj Królowo). Widać skupienie, słychać modlitwę. Pojedyncze osoby klęczą. Po drugiej stronie Sekwany znajduje się okazały, oświetlony budynek. Przed zgromadzonymi katedra Notre Dame, która dzisiaj śpi w ciemnościach. Na ulicy przed katedrą spotykamy ojca Guillaume'a z chrześcijańskiego Centrum św. Pawła. - Notre-Dame wytrzymała wiele przez niemal dziewięć wieków, kiedy została zbudowana, więc nie dała zniszczyć się również teraz - mówi nam ojciec Guillaume. - I czeka na pokolenie rekonstruktorów. Była kiedyś we Francji tzw. "dekonstrukcja", prąd intelektualny, dlatego teraz czas na "rekonstrukcję". Ale taka w szerszym znaczeniu, opartą na wierze i nie mówię tylko o praktykujących katolikach. Chodzi o coś więcej, o wiarę w sercu każdego z nas. Katedra daje taki znak - dodaje ojciec Guillaume. Podczas wieczornego spotkania na ulicach Paryża poznajemy również Francoisa, praktykującego katolika z XV dzielnicy. - Czułem ogromny smutek. Myślę, że nie tylko ja, wszyscy, którzy mieszkamy tu, w Paryżu. Tym bardziej, że do pożaru katedry doszło na początku Wielkiego Tygodnia - mówił Interii. *** Środowy poranek. Nad brzegiem Sekwany duży tłok. André jest mieszkańcem Paryża. Przygląda się katedrze jak inni. Pyta, czy wiemy, że gargulce na wieżach katedry uśmiechają się i zaczyna o nich opowiadać. Później pokazuje zdjęcie w swoim smartfonie i zadaje proste pytanie: czy wiecie, co jest na tym zdjęciu? Odpowiedź jest prosta - to wnętrze katedry i krzyż, który nie spłonął. André rozciąga palcami obraz, by było widać dwa kluczowe detale. - Owszem, ocalał krzyż. Ale dla nas, katolików, to jest coś więcej niż krzyż. Mamy przecież Wielki Tydzień, czekamy na zmartwychwstanie. Na prawo widać jeszcze figurę Matki Boskiej. Andre jest poruszony. Dla niego to ocalenie jest - w kontekście nadchodzących świąt - więcej niż symboliczne. W silnie zlaicyzowanym społeczeństwie, w tej Francji, która podkreśla na każdym kroku rozdział Kościoła od państwa, taka duchowa odnowa jest teraz zdecydowanie bardziej widoczna. Bo pożar w Notre-Dame wstrząsnął niemal wszystkimi, niezależnie od tego, czy wierzą bardziej, mniej czy w ogóle. Innymi słowy, jest zauważalna świadomość, że stało się coś ważnego. "To nasza historia, nasza literatura, nasz świat wyobrażony" - mówił prezydent Francji Emmanuel Macron. Katedry pilnuje żandarmeria. Pożar został ugaszony, ale na miejscu jest kilkanaście wozów strażackich. Do katedry można podejść na odległość około 30 metrów. Cały teren wokół budowli ogrodzony jest taśmami. Pożar udało się ugasić przed godziną 4 rano we wtorek. Dobę później na jednej z wież wciąż można zauważyć strażaków. Z samej góry obserwują to, czego nie zobaczy nikt poza nimi i dronami, dzięki którym wiadomo, jak bardzo zniszczona jest katedra. Tylko część strażaków pracujących w wieży ma na głowach ochronne hełmy. W środę została odprawiona specjalna msza św. w innym znanym paryskim kościele św. Sulpicjusza (Saint Sulpice), w której uczestniczyli przedstawiciele władz, a także Brigitte Macron, żona francuskiego prezydenta. Oprócz aspektu religijnego, zaczyna teraz dominować również chęć jak najszybszej odbudowy katedry. Ton nadał Emmanuel Macron, wyznaczając nawet konkretny termin - zaledwie pięć lat - i mobilizując tym samym całe społeczeństwo wokół bardzo konkretnego celu. Czy to możliwe? Tego nie wie jeszcze nikt, ale sygnał jest jasny. - Informacje, które do nas docierają, wskazują nie tylko na możliwość odbudowy katedry, ale też - że może to nastąpić całkiem szybko. Myślimy już zatem co zrobić, aby doprowadzić do szybkiej rekonstrukcji. Tym bardziej, że wiele symboli religijnych zostały oszczędzonych w czasie pożaru, co również jest znakiem bardzo pozytywnym - mówi nam Francois. To m.in. miedziany kogut z relikwiami, który znajdował się na szczycie iglicy doszczętnie zniszczonej przez płomienie. Takie symbole mają teraz ogromne znaczenie. Z Paryża Ewelina Karpińska-Morek, Remigiusz Półtorak ZOBACZ RÓWNIEŻ: