"Wypłaty trwają od miesięcy, a 2 kwietnia doszło do porozumienia Arabii Saudyjskiej i Kataru z organizacją z Turcji, gdzie mają swoje oparcie niektóre odłamy Wolnej Armii Syryjskiej" - powiedział dyplomata. Według niego "chodzi o to, by zachęcić jak najwięcej oddziałów armii syryjskiej do dezercji i organizowania Wolnej Armii Syryjskiej, kontrolowania jej i zapobiegania przenikaniu do niej organizacji ekstremistycznych". Saudyjczycy i Katar dostarczają Wolnej Armii Syryjskiej broń, w tym kałasznikowy, granatniki i broń pancerną, a Turcja ustanowiła w Stambule ośrodek koordynacji dostaw - pisze z kolei "Guardian". Według gazety Saudyjczycy ostatnio zdecydowali też, iż wezmą Wolną Armię Syryjską na swoje utrzymanie, płacąc żołd jej żołnierzom i oficerom. Ma to być środkiem nacisku na reżim Asada i zachęcić oficerów jego armii do przejścia na stronę sił antyrządowych. Saudyjczycy będą opłacać rebeliantów w amerykańskich dolarach lub euro, a nie w walucie lokalnej - syryjskim funcie, który ostro traci na wartości. Inicjatywę tę poparł senator USA Joe Lieberman, który odwiedził ostatnio Liban i Arabię Saudyjską. "Guardian" pisze też, że z początkiem bieżącego miesiąca przedstawiciel gazety był świadkiem przekazania ok. 50 skrzynek broni, amunicji, a także leków i pieniędzy syryjskim rebeliantom na granicy turecko-syryjskiej. Arabia Saudyjska i Katar zapowiedziały, że będą uzbrajać syryjskich partyzantów w lutym i marcu, a dostawy broni rozpoczęły w maju. "Dostawy broni zasiliły antyrządowe powstanie na północy Syrii, które w maju wyglądało na bliskie upadku" - zaznacza "Guardian". Gazeta przypomina też doniesienia "New York Timesa", który ujawnił, że na południu Turcji są funkcjonariusze CIA, zajmujący się tam ustalaniem, komu w Syrii przekazać broń. Dyplomatyczne źródła ujawniły "Guardianowi", że w trzecim największym syryjskim mieście Hims, między grudniem zeszłego roku a początkiem lutego tego roku, przebywało dwóch pracowników wywiadu USA z zadaniem ustanowienia powstańczego ośrodka dowodzenia i kontroli.