Trzy dni po swojej niedyspozycji Sarkozy przewodniczył zgodnie z planem ostatniej przed rządowymi wakacjami Radzie Ministrów. Po jej zakończeniu szef państwa nieoczekiwanie wygłosił krótką deklarację dla mediów na dziedzińcu Pałacu Elizejskiego. - Chciałbym powiedzieć Francuzom, że zdrowie mi dopisuje, że miałem atak zmęczenia, a kiedy prezydent ma problem, jest zupełnie normalne, że Francuzi są o tym powiadomieni - powiedział uśmiechnięty Sarkozy. - Muszę odpocząć - dodał. - Zdecydowałem, że od tej pory, wszystko będzie całkowicie jasne i jeśli znajdę się w szpitalu lub będę poddany badaniom, powiem o tym - obiecał Sarkozy przed kamerami. Wyjaśnił też, dlaczego nie poinformował opinii publicznej o tym, że jesienią 2007 roku przeszedł operację gardła z powodu ropowicy. Ujawnili to później dziennikarze. "Wolałem wtedy, ze względu na dyskrecję, nie wspominać o tym, że miałem ropowicę. Sądziłem, że to prawie nikogo nie interesowało. Lecz kiedy nie mówi się takich rzeczy, sprawy się komplikują" - wyjaśnił Sarkozy. Podkreślił też, że będzie kontynuował zdrowy tryb życia. "Nie wychodzimy nigdy wieczorem z moją żoną na kolację. Jak wiecie, nie piję i nie palę, choć od czasu do czasu mam słabość do cygar. Nic się tu szczególnie nie zmieni. Nie prowadzę hulaszczego życia, wszyscy o tym wiedzą" - zaznaczył. Zapowiedział też, że z powodu niedyspozycji nie ograniczy prezydenckich obowiązków. Jak podał w poniedziałkowym komunikacie Pałac Elizejski, przyczyną wypadku prezydenta było "omdlenie spowodowane nadmiernym wysiłkiem i upałem, bez utraty przytomności, w następstwie zmęczenia związanego z dużym obciążeniem pracą". Według prezydenckich lekarzy Sarkozy nie cierpi na żadną chorobę, a zasłabnięcie nie ma konsekwencji dla stanu zdrowia szefa państwa. Lekarze zalecili mu jednak "kilkudniowy odpoczynek". Zgodnie z wcześniejszymi planami, po środowym posiedzeniu rządu Sarkozy wyjedzie z żoną Carlą na trzy tygodnie wakacji na Lazurowym Wybrzeżu. Szymon Łucyk