Przez wiele ostatnich miesięcy za "murowanego" zwycięzcę kwietniowo-majowych wyborów uchodził kandydat Partii Socjalistycznej. Jednak w połowie tego miesiąca w badaniach opinii publicznej dotyczących pierwszej tury 22 kwietnia centroprawicowy Sarkozy zrównał się ze swoim konkurentem, albo go nawet wyprzedził. Z ankiet opublikowanych w mijającym tygodniu wynika, że obecny prezydent może liczyć w pierwszej rundzie na około 30-29 proc. poparcia, a jego lewicowy konkurent - na 26-28 proc. Jednak według badań, nadal w drugiej turze socjalista wygra z przewagą od 8 do 10 pkt proc. nad Sarkozym. Wielu komentatorów francuskich mediów zauważa, że pewien wpływ na wzrost popularności obecnego szefa państwa mogły wywrzeć ostatnie tragiczne wydarzenia w Tuluzie. 23-letni Francuz pochodzenia algierskiego Mohamed Merah zastrzelił trzech żołnierzy pochodzenia maghrebskiego w Tuluzie i pobliskim Montauban 11 i 15 marca, a 30-letniego nauczyciela i troje dzieci przed szkołą żydowską w Tuluzie 19 marca. Policja odnalazła dość szybko sprawcę, co zwolennicy urzędującego prezydenta odczytali jako jego osobisty sukces. Pytany przez PAP o wyborcze szanse Sarkozy'ego, Bruno Cautres, politolog z paryskiego Cevipof (Ośrodka Badań Politycznych Sciences-Po) zauważył, że w kwestii rezultatu wyborów "nic nie jest jeszcze przesądzone". Zwraca on uwagę, że pozycja Sarkozy'ego w sondażach zaczęła rosnąć jeszcze przed wydarzeniami w Tuluzie. Według Cautresa udana operacja francuskich jednostek specjalnych w tym mieście może pomóc w staraniach prezydenta o reelekcję. - Jeszcze przed Tuluzą Sarkozy powrócił w kampanii do swoich sprawdzonych tematów - jak walka z przestępczością i ostry kurs w polityce imigracyjnej. Z wątkami tymi kojarzą go Francuzi od czasu, kiedy był ministrem spraw wewnętrznych - powiedział PAP francuski politolog. Jednak uważa on, że jeśli nawet Sarkozy zwycięży w pierwszej turze 22 kwietnia, to wielkim wyzwaniem dla niego będzie druga, decydująca runda 6 maja. - Problemem dla Sarkozy'ego będzie to, jak przekonać wyborców prawicy i centrum: szefowej nacjonalistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen i centrysty Francois Bayrou, aby w decydującej rundzie oddali na niego głos - podkreśla Cautres. Jeden z najlepszych znawców francuskiej polityki, publicysta Alain Duhamel, uważa, że wynik wyborczego starcia pozostaje wciąż niepewny. Jego zdaniem, Hollande "lepiej odpowiada oczekiwaniom społecznym" Francuzów, którzy chcą bardziej spokojnego niż "sarkozistowski" stylu prezydentury i bardziej socjalnego modelu gospodarki rynkowej niż za obecnej kadencji. Jednak - dodaje Duhamel - Sarkozy, który kilka miesięcy temu wydawał się być na straconej pozycji, wciąż ma szanse na wygraną i wydaje się być na "fali wzrostu", zwłaszcza po wypadkach w Tuluzie. Komentator twierdzi, że w obliczu tych wydarzeń prezydent pokazał Francuzom, że "jest zdolny do szybkiej reakcji i skutecznej interwencji". Alain Duhamel jest zawiedziony poziomem kampanii wyborczej, gdyż uważa, że obaj główni kandydaci unikają debaty na kluczowy problemu Francuzów: "jak wobec kryzysu ożywić wzrost gospodarczy, aby zmniejszyć bezrobocie i zmniejszyć dług publiczny". Wytrawny znawca francuskiej polityki krytykuje na łamach dziennika "Liberation" zarówno Hollande'a, jak i Sarkozy'ego za demagogiczne hasła i brak konkretnych ekonomicznych rozwiązań. "Czempion lewicy (Hollande) zręcznie - rzec można, nazbyt zręcznie - steruje swoją przewagą w sondażach i manifestuje niechęć do świata finansów i ludzi uprzywilejowanych. Efekt jest murowany: Francuzi nie znoszą bogaczy, mają wstręt do kapitalizmu i brzydzą się rynkami finansowymi" - pisze Duhamel. - Z kolei postępowanie Sarkozy'ego, kładącego nacisk (w kampanii) na imigrację, brak bezpieczeństwa i islam w nadziei wygrania wyborów dzięki głosom skrajnej prawicy, jest zarazem niemoralne i nieskuteczne - podkreśla francuski komentator, bliski w swoich poglądach politycznemu centrum.