Płomienie pojawiły się w sobotę w okolicach miejscowości Montiferru, a następnie ogarnęły tereny na długości 50 kilometrów w stronę prowincji Ogliastra. Pożary nie zostały nadal ugaszone, a walczy z nimi 7500 strażaków, ochotników i przedstawicieli Obrony Cywilnej wspieranych przez Czerwony Krzyż, karabinierów i policjantów. W akcji uczestniczy kilkanaście samolotów. Walka z żywiołem jest bardzo trudna, bo sytuację komplikuje silny wiatr. W kolejnych miejscowościach, między innymi w Cuglieri, Porto Alabe i San Leonardo od soboty ewakuowano setki mieszkańców. Władze regionu Sardynia zamierzają wystąpić do rządu o ogłoszenie stanu klęski żywiołowej i zaznaczają, że nie jest jeszcze możliwe oszacowanie strat. Mają one też duży wymiar symboliczny. W Cuglieri płomienie zniszczyły drzewo oliwne, które miało około dwóch tysięcy lat. "Skrajne" zagrożenie pożarowe Zagrożenie pożarowe w tym rejonie Sardynii oznaczono jako "skrajne". W miejscowości Arzana zniszczone są domy i gospodarstwa rolne. - Płomienie dotarły aż na główny plac Cuglieri, pod gmach seminarium i przed urząd pocztowy - relacjonują mieszkańcy, których również ewakuowano. Burmistrz Santu Lussurgiu, Diego Loi powiedział mediom: - To jest katastrofa, smutek i rozpacz z powodu zniszczeń, jakich doznaliśmy. Do możliwej ewakuacji przygotowują mieszkańców władze także innych okolicznych gmin.