"Nie robię tego ot tak sobie" - powiedziała w telewizji ABC o swym udziale w kampanii wyborczej. Jej nieprzeparte dążenie do protagonizmu sprawiło, że zaczęto ją nazywać "prawdziwą diwą" amerykańskiej sceny politycznej. A słowa pani Palin wzbudziły falę spekulacji na temat jej ewentualnego kandydowania na stanowisko prezydenta w wyborach 2012 roku. Wśród jej zwolenników w najbardziej konserwatywnych dołach partii republikańskiej ta perspektywa budzi olbrzymi entuzjazm. W poniedziałek na wiecu pani Palin w Wirginii słychać było liczne okrzyki "Sarah Oh-Twelve!" (Sarah na 2012 rok). Zagorzała konserwatystka bliska religijnej prawicy amerykańskiej, absolutna przeciwniczka aborcji, obrończyni wolnego rynku bez żadnych ograniczeń i prawa posiadania broni przez obywateli, budzi sprzeczne uczucia w szeregach swojej własnej partii. Były sekretarz stanu Colin Powell nie kryje negatywnej opinii o Sarah Palin. Wskazuje w swych wypowiedziach na jej ograniczoną znajomość świata i problemów wewnętrznych Stanów Zjednoczonych, co - jak podkreśla - wyszło na jaw w trakcie kampanii. Powell przyznaje, że wysunięcie jej kandydatury było jednym z motywów, dla których poparł Demokratę Baracka Obamę. Mimo swych wyraźnych słabości Sarah Palin cieszy się nie tylko poparciem szeregowych republikanów, lecz także niektórych przywódców partyjnych. "To prawdziwy dynamit" - powiedział o niej w tym tygodniu dziennikowi "New York Times" Morton Blackwell, były doradca prezydenta Ronalda Reagana. Blackwell uważa, że popełnione przez nią gafy nie osłabiły jej pozycji w najbardziej konserwatywnych kołach partyjnych. Brent Bozell, prezes konserwatywnego Media Research Center, zauważył w rozmowie z "NYT": niewielu polityków potrafi tak "naelektryzować" wyborców jak Sarah Palin. Dla profesora Uniwersytetu Iowa Stefena Schmidta przyszłość pani Palin zależy od tego, jak zakończy się "wojna domowa", która wybuchnie prawdopodobnie wśród Republikanów jeśli ta partia - co zapowiada większość sondaży - przegra wybory prezydenckie i parlamentarne we wtorek, 4 listopada. Według Schmidta jedna grupa to tak zwani libertarianie, czyli ci, którzy pragną postępowych rozwiązań socjalnych, są przeciwnikami interwencjonizmu w polityce zagranicznej i konserwatystami w sprawach podatkowych. Najwybitniejszym przedstawicielem tej tendencji jest Ron Paul. Drugą grupę, reprezentowaną m.in. przez byłego gubernatora Arkansas Mike'a Huckabee, integruje religijny konserwatyzm, którego sztandar mogłaby wznieść Sarah Palin w kampanii wyborczej 2012 roku. Wreszcie trzecia frakcja to według Schmidta przedstawiciele republikańskich przedsiębiorców, których najwybitniejszym reprezentantem jest eksburmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani i były gubernator Massachusetts Mitt Romney. Amerykańscy komentatorzy zastanawiają się w tych dniach, czy konserwatywna baza republikańska jest wystarczająco szeroka, aby Sarah Palin mogła zostać wysunięta jako kandydatka na prezydenta w wyborach za cztery lata. Gdy w partii republikańskiej rozgorzeje na nowo walka o przywództwo, zwolennicy tej kandydatury napotkają silny opór. Zdaniem byłego profesora Uniwersytetu Vanderbilt w Tennessee Erwina Hargrove'a przeciwnicy będą jej skutecznie wypominać wynikające z ignorancji politycznej błędy popełnione w obecnej kampanii przedwyborczej. Jak powiedział w piątek w rozmowie z dziennikarzami zagranicznymi Hargrove, Palin może mieć przyszłość polityczną, nawet w jako senator, ale brak jej takich cech przywódczych, dzięki którym potrafiłaby skupić wokół siebie wystarczającą większość republikanów.