Szef czeskiej dyplomacji Jakub Kulhanek nie krył zadowolenia: "Postąpiliśmy właściwie, sąd przyjął nasz wniosek o sankcje. Jednocześnie odrzucił [polski] wniosek o odrzucenie tymczasowego rozporządzenia o wstrzymaniu wydobycia" - napisał na Tweeterze. "Wystąpiliśmy o maksymalną karę w wysokości pięciu milionów euro dziennie, ale i kwotę 500 tysięcy euro uważamy za bardzo dotkliwą" - powiedział agencji prasowej CzTK czeski minister środowiska naturalnego Richard Brabec. Jego zdaniem pół miliona euro dziennie, które Polska będzie musiała płacić do unijnego budżetu, stworzy wyraźną motywację i nacisk na zaprzestanie wydobycia w Turowie, pod granicą z Czechami. Przewodnicząca parlamentarnej komisji środowiska naturalnego Dana Balcarová z opozycyjnej Partii Piratów jest również przekonana, że sankcje stworzą wystarczający nacisk. Jej zdaniem porozumienie ma zapewnić dostateczną ochronę środowiska naturalnego i powstrzymać ubytek wody na czeskiej stronie granicy, "który już dziś jest tak wysoki, jak pierwotnie prognozowano na rok 2044", a także zapobiec zagrożeniom zdrowia obywateli Czech. Musimy rozmawiać z Polską "Chciałbym wierzyć, że dzisiejsza decyzja TSUE przyspieszy międzyrządowe rozmowy o czesko-polskim porozumieniu" - napisał Martin Půta, hetman (marszałek) województwa libereckiego, przy granicy którego działa polska kopalnia, w oświadczeniu opublikowanym na stronach jego urzędu. Nie kryje on zadowolenia z takiego obrotu spraw, ale zwraca uwagę, że polskie pieniądze trafią do kasy europejskiej. "Nie wyda się ich na choćby jedno zastępcze źródło wody pitnej, osłonę akustyczną czy monitorowanie zapylenia i hałasu. Także z tego powodu musimy rozmawiać z Polską" - podkreślił liberecki hetman. Rozmowy będą prowadzone nadal, jak zapewnili obaj ministrowie, środowiska naturalnego i spraw zagranicznych. Zdaniem Richarda Brabca mają one doprowadzić do porozumienia na temat warunków technicznych, które muszą być spełnione, zanim dojdzie do kontynuacji wydobycia. Rozczarowany Greenpeace Decyzję TSUE natomiast skrytykował czeski oddział ekologicznej organizacji Greenpeace, którego zdaniem nałożone na Polskę sankcje są zbyt niskie. "Rozczarowuje nas fakt, że kary za brak szacunku dla sądu i niszczenie środowiska są tak niskie. Pytanie, czy będą one wystarczającym bodźcem dla Polski, by faktycznie zamknąć kopalnię, czy też będzie ona wolała dotować górnictwo z pieniędzy lokalnych podatników" - napisała w oświadczeniu Nikol Krejczová, koordynatorka kampanii Greenpeace przeciw kopalni Turów. Jak podkreśla, kary ustalone przez TSUE są znacznie niższe niż te, których domagali się Czesi. A do tego zostały nałożone dopiero teraz, mimo że Trybunał wydał postanowienie o wstrzymaniu prac kopalni już 21 maja. Praga wykorzysta wszystkie możliwości W głównym programie informacyjnym publicznej Telewizji Czeskiej jej warszawski korespondent Lukasz Mathé zwrócił uwagę, że z oświadczenia polskiego rządu nie wynika, czy Polska będzie płacić wymierzoną jej karę. Nie jest też jasne, jak by zareagowała Bruksela na ewentualną odmowę Warszawy w tej kwestii - czy rozpocznie jakieś kolejne postępowanie, czy zdecyduje się na "dość drastyczny krok", jakim by było czerpanie tych pieniędzy z europejskich dotacji. "Postępujemy zgodnie z prawem i wykorzystamy wszystkie prawne możliwości. A ta spółka [PGE] nam mówi, że nie będzie tego akceptować" - powiedział Czeskiej Telewizji minister Richard Brabec, który mógłby jedynie zrozumieć kroki podejmowane w celu zapewnienia bezpieczeństwa, "bo ja rozumiem, że zatrzymać kopalnię to nie znaczy nacisnąć guzik". Aureliusz M. Pędziwol/ Redakcja Polska Deutsche Welle