Europejskie państwa zaczęły wprowadzać zakazy lotów dla białoruskich przewoźników po tym, jak władze w Mińsku zmusiły do lądowania na swoim terytorium maszynę Ryanaira z opozycjonistą Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie. W Polsce "szlaban", wymierzony zwłaszcza białoruską Belavię, zaczął obowiązywać od 27 maja. Wówczas analogiczny zakaz posiadały także Łotwa, Litwa, Finlandia, Szwecja, Ukraina, Czechy, Francja i Wielka Brytania. Taką sankcję na terenie całej Unii Europejskiej ustanowiono od piątku 4 czerwca. Białoruskie samoloty nie mogą lądować na terenie państw członkowskich UE ani wlatywać w przestrzeń powietrzną nad nimi. Białoruska linia stawia na Rosję, Gruzję, Turcję i Kazachstan Belavia, kontrolowana przez reżim Łukaszenki, postanowiła więc uruchomić loty w innych kierunkach niż zachód Europy. Od 10 czerwca pięć razy w tygodniu będzie latać do portu Moskwa-Szeremietiewo oraz z powrotem. Dwa dni później ma zwiększyć do dwóch na dobę liczbę lotów do Stambułu w Turcji. Kilkanaście operacji tygodniowo wykona także do gruzińskiego Tbilisi. Z kolei od 16 czerwca Belavia zacznie latać do Ałmatów, największego miasta Kazachstanu. Połączenie na tej trasie obsłuży dwa razy w tygodniu. Białoruski przewoźnik jest zmuszony do poszukiwania nowych kierunków, gdyż ze względu na sankcje grozi mu bankructwo. Jego samoloty nie mogą lądować nie tylko w wielu europejskich miastach, ale i w Kaliningradzie, stolicy rosyjskiego obwodu graniczącego z Polską. Realizację tego połączenia, dotychczas dochodowego dla Belavii, uniemożliwia unijna blokada przestrzeni powietrznej.