Przed podpaleniem się Sangye Gyatso, ojciec dwojga dzieci, wezwał do przywrócenia swobód religijnych i językowych w Tybecie oraz do powrotu do Tybetu Dalaj Lamy, duchowego przywódcy Tybetańczyków. Do tragedii doszło w sobotę w pobliżu klasztoru niedaleko miasta Tsoe, nazywanego przez Chińczyków Hezuo. Lokalne władze chińskie oświadczyły, że nic im nie wiadomo o tym incydencie. Niezależna weryfikacja wydarzeń w Tybecie jest praktycznie niemożliwa ze względu na ograniczenia w podróżowaniu do tego rejonu. - Protest Gyatso demonstruje absolutną determinację Tybetańczyków odzyskania wolności, niezależnie od osobistych ofiar - oświadczyła dyrektor mieszczącej się w Londynie organizacji "Wolny Tybet" Stephanie Brigden. Według tej organizacji, od roku 2009 już ponad 50 Tybetańczyków podpaliło się protestując przeciwko chińskim rządom w Tybecie. Rząd w Pekinie twierdzi, że Tybet był zawsze częścią Chin. Jednak według większości Tybetańczyków rejon ten był przez stulecia praktycznie niepodległy, a chińskie rządy grożą zagładą jego kultury.