Do wypadku doszło w bazie sił powietrznych marynarki wojennej w Jacksonville. Znajdujące się tam lotnisko położone jest u wybrzeża rzeki Świętego Jana. Samolot pasażerski Boeing 737 nie wyhamował podczas lądowania i zsunął się do płytkiej wody. Wypadek miał miejsce w piątek po zmroku, około godz. 21.40 czasu lokalnego. 21 osób trafiło do szpitala Na pokładzie maszyny znajdowało się 136 pasażerów i siedmiu członków załogi. Wszyscy zostali bezpiecznie ewakuowani. 21 osób z niegroźnymi obrażeniami przewieziono do szpitala. Ratownicy starają się odnaleźć dwa psy i kota, które znajdowały się na pokładzie. "Samolot nie zatonął. Wszyscy żyją" - podało na Twitterze biuro szeryfa w Jacksonville. Do wpisu dołączone były dwa zdjęcia znajdującego się na płytkiej wodzie i nienaruszonego samolotu z logo czarterowych linii lotniczych Miami Air International. "Bardzo trudne warunki do lądowania" Cheryl Bormann, jedna z pasażerek feralnego rejsu, powiedziała CNN, że lot, który rozpoczął się cztery godziny wcześniej, miał "bardzo trudne warunki do lądowania w trakcie burzy z piorunami". "Zeszliśmy w dół, samolot uderzył o ziemię i poderwał się. Było jasne, że pilot nie ma nad nim całkowitej kontroli" - powiedziała, dodając, że wrażenie było "przerażające". "Byliśmy w wodzie, nie wiedzieliśmy, czy to była rzeka, czy ocean" - dodała. Rzeka Świętego Jana jest najdłuższą - liczącą 500 km - i najważniejszą rzeką stanu Floryda. Żołnierze na pokładzie Samolot leciał z amerykańskiej bazy Guantanamo Bay na Kubie. Maszyna została wyczarterowana przez Departament Obrony USA. Na pokładzie znajdowali się żołnierze, którzy zakończyli swoją misję i wracali do domów. Dochodzenie Wojsko oraz Federalna Administracja Lotnicza prowadzi dochodzenie w sprawie wypadku. Firma Boeing Airplanes poinformowała, że wie o incydencie i zbiera informacje. O wypadku został poinformowany także prezydent USA Donald Trump.