Samolot z premierem wraca z Armenii do Polski
Premier Donald Tusk pomimo problemów związanych z warunkami atmosferycznymi panującymi w stolicy Armenii, Erywaniu, wraca do kraju. Przylot szefa polskiego rządu do Warszawy planowany jest ok. godz. 14.
Tusk, wracający z Afganistanu, gdzie wraz z ministrem obrony narodowej Tomaszem Siemoniakiem odwiedzili polskich żołnierzy, zatrzymał się w czwartek w Erywaniu. Samolot z polską delegacją rządową miał w stolicy Armenii międzylądowanie w celu uzupełnienia paliwa.
Złe warunki atmosferyczne - padający śnieg i oblodzenie pasa startowego - spowodowały, że odlot do Warszawy został przełożony na piątek rano.
Premier wraz z szefem MON odwiedził w czwartek polskich żołnierzy w Afganistanie, gdzie uczestniczył w ceremonii pożegnania pięciu polskich żołnierzy, którzy zginęli w środę w wyniku wybuchu miny-pułapki.
Żołnierze polegli podczas ataku, do którego doszło, gdy wracali z miejscowości Razaak. Wybuch pod ich transporterem nastąpił, gdy patrol zbliżał się do głównej drogi łączącej Kabul z Kandaharem.
To największa taka tragedia w historii polskich misji za granicą. Polegli: st. kapral Piotr Ciesielski, st. szeregowy Łukasz Krawiec, st. szer. Marcin Szczurowski, st. szer. Marek Tomala i szer. Krystian Banach. Dla większości była to pierwsza misja za granicą. Wszyscy służyli w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej. Najmłodszy miał 22, a najstarszy - 33 lata.
Do zamachu przyznali się afgańscy talibowie w wiadomości SMS wysłanej do agencji AFP przez ich rzecznika, Zabihullaha Mudżahida. Twierdzili, że celem ataku był polski konwój. Zweryfikowanie tej wiadomości nie jest możliwe, a talibowie przypisują sobie niekiedy zamachy, których nie przeprowadzili.
INTERIA.PL/PAP