Samolot lądował w niedzielę o godz. 21.25 czasu lokalnego (godz. 20.25 w Polsce), po wcześniejszym przymusowym lądowaniu na Białorusi. Pasażerów na lotnisku powitała premier Litwy Ingrida Szimonyte. "Bardzo się cieszymy, że samolot w końcu zakończył swoją podróż" - powiedziała Szimonyte. Dodała, iż "robimy wszystko, by ludzie jak najszybciej wrócili do domów", informując, że jeszcze w niedzielę pasażerowie będą musieli złożyć zeznania. Prokuratura Generalna Litwy w niedzielę wszczęła postępowanie ws. porwania samolotu linii Ryanair, lecącego z Aten do Wilna, który został zmuszony do lądowania w Mińsku, oraz w sprawie niezgodnego z prawem międzynarodowym traktowania ludzi. Zeznania złożą nie tylko pasażerowie, ale też załoga samolotu. Biuro Policji Kryminalnej poinformowało, że na lotnisku w Wilnie już pracują funkcjonariusze i przeprowadzają wywiady. "Pracuje duży zespół śledczych. Robimy wszystko, by jak najszybciej zebrać dane" - powiedział szef Biura Policji Kryminalnej Rolandas Kiszkis. Na pokładzie czterech Polaków. Kogo zabrakło? Adina Vălean poinformowała o starcie samolotu za pośrednictwem Twittera. Według litewskiego MSZ na pokładzie miało być 171 pasażerów, w tym czterech obywateli Polski. Z informacji Pawła Łatuszki - byłego ambasadora Białorusi w Polsce i Francji wynika, że z samolotu w samolocie lecącym z Mińska nie ma dwóch pasażerów z Białorusi i czterech z Rosji. Zatrzymano opozycjonistę Ryanair przekazał, że białoruska kontrola ruchu lotniczego poinformowała załogę samolotu o potencjalnym zagrożeniu dla bezpieczeństwa na pokładzie maszyny. Na pokładzie miała znajdować się bomba. Nakaz wylądowania na lotnisku w Mińsku wydał prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka. Na przechwycenie maszyny Aleksander Łukaszenka skierował samolot myśliwski MIG-29. Jak przekazał Ryanair, na lotnisku skontrolowano samolot, jednak służby nie znalazły niepożądanych przedmiotów. Ponadto kontroli poddano pasażerów. Linie lotnicze przeprosiły za opóźnienie, które było "poza kontrolą Ryanair". Niezależne media informują, że na pokładzie samolotu prawdopodobnie była osoba, która obserwowała Ramana Pratasiewicza od lotniska w Atenach. Białoruski bloger i opozycjonista został zatrzymany po wylądowaniu w Mińsku. "Zaangażowany w terroryzm" Zdaniem opozycji cała sytuacja to operacja służb specjalnych, która miała na celu doprowadzenie do zatrzymania Pratasiewicza. Taką opinię wyraziła m.in. przebywająca na emigracji była kandydatka w wyborach prezydenckich Swiatłana Cichanouska. Mieszkający poza granicami Białorusi Pratasiewicz był jednym z autorów prowadzonego w Telegramie opozycyjnego kanału Nexta, później innego kanału - Białoruś mózgu (Biełaruś gołownogo mozga). Oba zostały przez władze uznane za ekstremistyczne, a ich autorzy są poszukiwani przez organy ścigania - pisze portal Nasza Niwa. Pratasiewicz był oskarżony w sprawach karnych i umieszczony na liście osób "zaangażowanych w terroryzm". Jak dowiedział się portal polsatnews.pl, jeszcze w niedzielę wieczorem odbędzie się rozmowa premiera Mateusza Morawieckiego z przewodniczącym Rady Europejskiej Charlesem Michelem ws. wydarzeń na Białorusi. - Żądamy od władz Białorusi natychmiastowego zwolnienia Ramana Pratasiewicza - wezwał premier. Poseł Michał Szczerba wskazywał, że samolot, który lądował w Mińsku należał do spółki-córki Ryanaira, zarejestrowanej w Polsce. Informację tę potwierdził Wirtualnej Polsce rzecznik spółki Ryanair Sun Michał Kaczmarczyk.