W przeszłości ugrupowanie to wielokrotnie wykorzystywało w swych akcjach przeciwko siłom policyjnym miny domowej roboty. Sobotni atak miał miejsce na drodze łączącej miejscowości Liboi i Damalaje w hrabstwie Garissa, które sąsiaduje z hrabstwami Wajir i Mandera. "Po stronie strat musimy zapisać życie naszych policjantów oraz wóz policyjny, który został niemal całkowicie zniszczony" - oświadczył inspektor generalny kenijskiej policji, Hilary Mutyambai w komunikacie wydanym w sobotę wieczorem. Zapewnił on, że w rejon pogranicza zostały wysłane wzmocnione siły policyjne. Nikt na razie nie przyznał się do odpowiedzialności za atak, jednak agencje wskazują, że mająca siedzibę w Somalii islamistyczna organizacja Al-Szabab często przeprowadza zamachy na członków sił bezpieczeństwa Kenii, co według jej oświadczeń jest odwetem za zaangażowanie militarne tego kraju w Somalii. W zamachu, do jakiego doszło w czerwcu br. w hrabstwie Wajir w północno-wschodniej Kenii, również wykorzystano ładunek wybuchowy domowej roboty - pisze Reuters. Zginęło wtedy ośmiu oficerów - przypomina z kolei AFP. Policjanci uczestniczyli w pościgu za uzbrojonymi ekstremistami, którzy dzień wcześniej uprowadzili trzech wojskowych. Najkrwawszym zamachem w ostatnich latach, którego autorstwo przypisuje się właśnie grupie Al-Szabab, był przeprowadzony w 2015 r. atak na kampus uniwersytecki w Garissie, w którym zginęło ponad 150 osób. Jak twierdzili ekstremiści z Somalii, atak był odwetem za wysłanie przez Kenię wojsk do Somalii w ramach sił pokojowych Unii Afrykańskiej. Wojska kenijskie początkowo weszły do południowej Somalii, by utworzyć strefę buforową mającą zapobiegać przedostawaniu się dżihadystów do Kenii, a obecnie wchodzą w skład sił pokojowych Unii Afrykańskiej operujących w Somalii.