Niedoszłemu zamachowcy, a jednocześnie byłemu studentowi portlandzkiego uniwersytetu grozi teraz dożywocie. Mężczyźnie postawiono zarzut próby użycia broni masowego rażenia w związku ze spiskiem, mającym na celu przeprowadzenie zamachu bombowego podczas imprezy publicznej. Orzeczenie o karze zostanie wydane w połowie maja. Federalne Biuro Śledcze (FBI) aresztowało Mohamuda w listopadzie 2010 roku krótko po tym, jak za pomocą telefonu komórkowego na placu pełnym ludzi próbował zdetonować załadowaną materiałami wybuchowymi furgonetkę. Ładunki nie eksplodowały, gdyż były fałszywe i zostały dostarczone podejrzanemu przez FBI. Agenci podszywali się pod przedstawicieli Al-Kaidy w ramach wielomiesięcznej operacji, mającej na celu zdemaskowanie młodego dżihadysty. W czasie procesu obrona zarzucała funkcjonariuszom FBI nadgorliwość. Podkreślała, że agenci sami wymyślili przestępstwo i wplątali w nie młodego człowieka. Adwokat Mohamuda zapowiedział apelację. Z obroną nie zgodziła się ława przysięgłych. Uznała argumenty oskarżycieli, zgodnie z którymi oskarżony reprezentował radykalne poglądy i mógł wycofać się z próby zamachu w dowolnej chwili.