Zdaniem sądu m.in. ze względu na upływ czasu, nie da się przeprowadzić wizji lokalnej w sposób, który zapewniłby jej pełną wartość. Nie bez znaczenia w decyzji była też kwestia zapewnienia bezpieczeństwa osobom, które miałyby się udać w okolice Nangar Khel - sędziom, adwokatom, prokuratorom i być może także oskarżonym. Obrońcy oskarżonych uważają, że niedokonanie takiej wizji przez polskiego prokuratora kontyngentu afgańskiego bezpośrednio po zdarzeniu to "karygodne zaniedbanie". Prokurator płk Jakub Mytych z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Poznaniu już wcześniej był przeciw wnioskowi o wizję lokalną, uzasadniając, że jego zdaniem nie da się jej przeprowadzić. Sąd rozpoczął też w środę zaliczanie do materiału dowodowego obszernych akt sprawy połączone z odczytywaniem części zeznań oraz dokumentów; wśród tych ostatnich m.in. zasad użycia siły przez PKW Afganistan i procedur artyleryjskich ISAF. Po zakończeniu tej czynności przewód sądowy najprawdopodobniej się skończy. Przed wydaniem wyroku pozostaną jeszcze do wygłoszenia mowy prokuratora i obrońców. Sąd poprosił strony, by były na to gotowe na następnych posiedzeniach, wyznaczonych na połowę kwietnia. Wcześniej dokończono przesłuchanie kpt. Rafała Dąbrowskiego, eksperta z Wydziału Inżynierii Lądowej i Geodezji WAT, który już we wtorek mówił o ukształtowaniu terenu i usytuowaniu wioski względem drogi, żołnierzy, wzgórz i tym, gdzie spadły pociski moździerzowe. W środę biegły przedstawił dwie wizualizacje, przedstawiające widok w kierunku wioski z miejsc, gdzie mógł stać moździerz. Z wyliczeń kpt. Dąbrowskiego wynikało też, że odległość do miejsca upadku pocisków z jednego z możliwych miejsc ustawienia moździerza wynosiła ok. 1,3 km, z drugiego - ponad 3,7 km. Z tego drugiego miejsca nie było też widać wioski. Obrońca jednego z oskarżonych ponowił wniosek (złożony też na poprzedniej rozprawie) o przesłuchanie b. szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego Antoniego Macierewicza (obecnie posła PiS) i ponowne przesłuchanie byłego dowódcy wojsk lądowych gen. Waldemara Skrzypczaka, którzy mieliby zeznawać na temat politycznego tła w sprawie Nangar Khel. Sąd jeszcze raz wniosek odrzucił. We wtorek przewodniczący składu sędziowskiego wyjaśnił, że "sądu polityka nie interesuje". Na ławie oskarżonych zasiada siedmiu wojskowych: dowódca grupy kpt. Olgierd C. (nie zgadza się na podawanie danych), ppor. Łukasz Bywalec, chor. Andrzej Osiecki, plut. Tomasz Borysiewicz i trzech starszych szeregowych: Damian Ligocki, Jacek Janik i Robert Boksa. Sześciu zostało oskarżonych o zbrodnię wojenną zabójstwa cywili, za co grozi kara dożywocia, siódmy - o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od pięciu do 15 lat pozbawienia wolności i - wyjątkowo - kara 25 lat więzienia. Oskarżeni byli aresztowani na pół roku od jesieni 2007 r. Obecnie odpowiadają z wolnej stopy. Nie przyznają się do winy. Prokuratura zarzuca podsądnym ostrzelanie wioski Nangar Khel z moździerza i z wielkokalibrowego karabinu maszynowego (wystrzelono co najmniej 36 pocisków kalibru 12,7 mm). Oskarżenie głosi, że dokonano tego mimo iż ani mieszkańcy wioski, ani też nikt w okolicy nie stanowił zagrożenia. W ocenie śledczych, żołnierze wiedzieli, że ogień trafi w zabudowania - centrum i skraj wioski, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel". Obrona żołnierzy twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków, bo ich klienci mieli ostrzeliwać pobliskie wzgórze, gdzie ukrywali się talibańscy terroryści. Adwokaci stawiają również tezę, że to kontrwywiad "ukierunkował" śledztwo ws. ostrzału wioski. Mecenasi podnoszą także, że rejon wioski Nangar Khel był jednym z bardziej niebezpiecznych miejsc w strefie odpowiedzialności Polskiej Grupy Bojowej podczas pierwszej zmiany polskiego kontyngentu w Afganistanie i przekonują, że w czasie tragedii w wiosce byli obecni rebelianci.