W środę prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski mówiąc o eksplozji, do której doszło we wtorek na terenie Polski, oświadczył, iż nie ma wątpliwości, że nie była to ukraińska rakieta. Zaznaczył, że opiera się na raportach złożonych mu przez wojskowych. Zełenski oświadczył też, że jest przekonany, iż Ukraina powinna i będzie brać udział w śledztwie w tej sprawie. Rzecznik MSZ powiedział w Polskim Radiu 24, że już w czwartek prezydent Zełenski "nie był tak ortodoksyjnie przywiązany do tego stwierdzenia". - Porozumiano się odpowiednio pomiędzy różnymi polskimi i ukraińskimi organami. Ukraińscy eksperci przyjechali. Zobaczymy teraz, jaka będzie ich komunikacja - powiedział Jasina. Polityk przekazał, że będzie "bardzo wstrzemięźliwy w mówieniu". - Ale rzeczywiście pamiętajmy o tym, jak wielkim skarbem są relacje polsko-ukraińskie, że znów mamy szczęście w nieszczęściu, że udało się podczas tych kilku miesięcy wyprostować, chociaż dalej czeka wiele spraw, wiele rzeczy między naszymi społeczeństwami - zaznaczył. - Liczę na to, że różne nierozważne decyzje po obu stronach nie doprowadzą do zniszczenia tego kapitału - powiedział rzecznik MSZ. "Nie jesteśmy od robienia Ukrainie polityki kadrowej" Jasina został zapytany, czy za taką można uznać mianowanie wiceszefem MSZ Ukrainy byłego ambasadora tego państwa w Berlinie Andrija Melnyka, który - jak zaznaczył prowadzący rozmowę w PR24 - "dość boleśnie dla Polaków zrównał zbrodnie zbiorczo nazywane ludobójstwem na Wołyniu z polską reakcją na te akcje". Rzecznik MSZ zaznaczył, że szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau "podczas skandalu wywołanego wypowiedzią ambasadora jeszcze wtedy Melnyka w Berlinie, bardzo ostro ją potępił". - I nasz stosunek do tych wypowiedzi pozostaje bez zmian - oświadczył Jasina. - Oczywiście my nie jesteśmy od robienia Ukrainie polityki kadrowej. Ale między przyjaciółmi zawsze wszystkie sprawy mówi się wprost - dodał. Na uwagę, że gdy są jakieś obiekcje, to powinno się brać pod uwagę wrażliwość drugiej strony, Jasina potwierdził. "To dotyczy każdego z nas, dotyczy każdego państwa Wschodu, Zachodu, czy Południa. Taki jest po prostu standard między przyjaciółmi" - stwierdził. W oględzinach miejsca eksplozji brali udział także eksperci z Ukrainy Siły rosyjskie przeprowadziły we wtorek po południu zakrojony na szeroką skalę atak rakietowy na Ukrainę, wymierzony głównie w obiekty energetyczne. Tego dnia na terenie leżącej blisko granicy z Ukrainą wsi Przewodów (woj. lubelskie) spadł pocisk, doszło do eksplozji, w wyniku której zginęło dwóch obywateli Polski. Byli to mężczyźni w wieku 62 i 60 lat. W środę prezydent Andrzej Duda poinformował, że nic nie wskazuje na to, że zdarzenie w Przewodowie to intencjonalny atak na Polskę, najprawdopodobniej był to nieszczęśliwy wypadek i jest wysokie prawdopodobieństwo, że była to rakieta ukraińskiej obrony powietrznej. Prezydent zapytany o możliwość udziału ukraińskich przedstawicieli w śledztwie dotyczącym okoliczności zdarzenia w Przewodowie odpowiedział, że aby można było mówić o "współudziale w śledztwie, muszą zostać zrealizowane stosowne przepisy prawa międzynarodowego i umów międzynarodowych w tym zakresie". CZYTAJ WIĘCEJ: Przewodów w żałobie. Wybuch, który na zawsze zmienił wieś Postępowanie w sprawie wybuchu prowadzi Mazowiecki Wydział Zamiejscowy ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej. Na miejscu od wtorku pracowali prokuratorzy a także m.in. biegli, w tym z Wojskowego Instytutu Techniki Uzbrojenia w Zielonce i Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji, pirotechnicy oraz amerykańcy eksperci. W piątek w oględzinach miejsca eksplozji brali udział również ukraińscy eksperci, którzy po kilku godzinach wyjechali z Przewodowa.