Według Karpaczowej ślady zastosowania wobec Tymoszenko przemocy fizycznej widział przedstawiciel rzeczniczki, który spotkał się z opozycjonistką we wtorek w żeńskiej kolonii karnej w Charkowie, gdzie odbywa ona wyrok siedmiu lat więzienia. - Tymoszenko w obecności naczelnika kolonii wydała przedstawicielowi rzecznika praw człowieka zgodę na zewnętrzne oględziny swych obrażeń. W trakcie oględzin widział on sińce na przedramieniu i w okolicach łokcia prawej ręki, oraz znacznych rozmiarów siniec po prawej części brzucha w okolicach pachwiny - powiedziała Karpaczowa. Rzeczniczka zażądała od prokuratora generalnego wszczęcia śledztwa w sprawie incydentu z Tymoszenko, oraz ukarania osób, które dopuściły się przemocy wobec byłej premier. We wtorek Tymoszenko oświadczyła, że w nocy z piątku na sobotę została pobita przez strażników więziennych, którzy bez jej zgody transportowali ją do szpitala w Charkowie. Była premier poinformowała, że konwojenci, którzy przyszli po nią do celi, bez żadnych wyjaśnień narzucili na nią prześcieradło, po czym "wywlekli na dwór". Opozycjonistka wyjaśniła, że zaczęła się bronić, gdyż nie wiedziała, jakie zamiary mają strażnicy. - Myślałam już, że to ostatnie chwile mego życia - napisała Tymoszenko w liście, opublikowanym na stronie jej partii Batkiwszczyna. Była premier Ukrainy trafiła do więzienia po wydanym w październiku 2011 roku wyroku siedmiu lat pozbawienia wolności, na które została skazana za nadużycia przy zawieraniu przez jej rząd umów gazowych z Rosją w 2009 roku. Tymoszenko jest przekonana, że jej sprawa jest zemstą polityczną prezydenta Wiktora Janukowycza, z którym przegrała wybory prezydenckie w 2010 r. W tych samych kategoriach była premier traktuje swój kolejny proces, który rozpoczął się niedawno w sądzie w Charkowie. Opozycjonistka jest w nim oskarżona o machinacje finansowe w firmie, którą kierowała w latach 90.