"Nie sądzę, aby filtrowanie prywatnych informacji dotyczących amerykańskiej dyplomatki, zdjęć, imion (jej) dzieci, był formalnym protestem. Tak właśnie postąpiłby zbójecki reżim" - oświadczyła na konferencji prasowej rzeczniczka amerykańskiego resortu dyplomacji Morgan Ortagus. "Nie tak zachowywałby się odpowiedzialny kraj" - oceniła, podkreślając, że incydent jest "absolutnie niedopuszczalny". "Właściwie to nękali amerykańską dyplomatkę" - poinformowała Ortagus, wskazując, że urzędniczka zrobiła to, co jej koledzy "robią codziennie na całym świecie: spotykają się z urzędnikami (danego kraju), (ich) przeciwnikami, protestującymi, nie tylko w Hongkongu czy Chinach". W czwartek biuro chińskiego MSZ w Hongkongu zażądało od władz USA, aby odcięły się od "antychińskich sił" w tym regionie, "unikały wtrącania się w sprawy Hongkongu" oraz wyjaśniły sprawę domniemanych kontaktów amerykańskich dyplomatów z hongkońskimi działaczami niepodległościowymi. W komunikacie opublikowanym na stronie internetowej biura wspomniano o "doniesieniach, że urzędnik amerykańskiego konsulatu w Hongkongu i Makau spotkał się z ważnymi działaczami" na rzecz niepodległości Hongkongu. W odpowiedzi wezwano przedstawiciela konsulatu i przekazano mu "stanowczy protest". Biuro chińskiego MSZ zażądało wyjaśnień dotyczących domniemanych kontaktów z działaczami niepodległościowymi i podkreśliło, że Chiny są "twarde jak skała" w kwestii ochrony suwerenności kraju oraz bezpieczeństwa i dobrobytu Hongkongu, a także w swoim sprzeciwie wobec wszelkiego rodzaju ingerencji jakiegokolwiek kraju, organizacji czy osoby w sprawy tego regionu - napisano. Inny przedstawiciel Departamentu Stanu powiedział agencji AFP, że "w dniu tego spotkania" dyplomaci amerykańscy "również widzieli się z propekińskimi i prodemokratycznymi deputowanymi, a także z przedstawicielami amerykańskiego biznesu i korpusu konsularnego". W Hongkongu od kwietnia trwają masowe protesty przeciwko lokalnym władzom i zgłoszonemu przez nie projektowi nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiałaby m.in. przekazywanie podejrzanych do Chin kontynentalnych, by tam stawali przed sądami. Demonstracje pogrążyły region w największym kryzysie politycznym od jego przyłączenia do ChRL w 1997 roku. Rząd Hongkongu utrzymuje, że zmiana przepisów jest niezbędna do ścigania ukrywających się w regionie zbiegłych przestępców. Wielu mieszkańców ocenia jednak ten zawieszony obecnie projekt jako zagrożenie dla praworządności, na której opiera się pozycja Hongkongu jako światowego centrum finansowego, oraz jako kolejny przejaw ograniczania autonomii regionu przez rząd centralny w Pekinie.