O wprowadzeniu zakazu poinformowała szefowa administracji Hongkongu Carrie Lam na konferencji prasowej z udziałem członków jej gabinetu. Uzasadniła to eskalacją przemocy na ulicach całego miasta w związku z trwającymi od prawie czterech miesięcy antyrządowymi protestami. Przeciwko zakazowi na ulicach centrum Hongkongu protestują w piątek tysiące osób. Opozycja sprzeciwia się też używaniu przez władze przepisów o stanie kryzysowym, które teoretycznie przyznają szefowej administracji niemal nieograniczone uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, konfiskaty mienia czy cenzury prasy. Zakaz zakrywania twarzy Prodemokratyczne protesty trwają w Hongkongu od czerwca i choć większość osób demonstruje pokojowo, często dochodzi również do starć pomiędzy policją a radykalnymi grupami protestujących. Policja zmniejszyła niedawno ograniczenia dotyczące użycia broni przez funkcjonariuszy, a we wtorek po raz pierwszy od początku fali protestów postrzeliła demonstranta ostrą amunicją. "Ponieważ obecna sytuacja w oczywisty sposób doprowadziła do poważnego zagrożenia publicznego, szefowa administracji (...) zdecydowała dziś rano na specjalnym posiedzeniu o skorzystaniu z uprawnień przewidzianych rozporządzeniem o regulacjach kryzysowych, by wprowadzić nowe przepisy zakazujące zakrywania twarzy" - powiedziała Lam. Z dokumentów przekazanych dziennikarzom na konferencji wynika, że od północy z piątku na sobotę za noszenie masek podczas demonstracji, zarówno tych uzgodnionych z władzami, jak i nielegalnych, grozić będzie do roku więzienia lub grzywna w wysokości do 25 tys. dolarów hongkońskich (ok. 12,6 tys. zł) - podała stacja RTHK. Dopuszczono pewne wyjątki, w tym zasłanianie twarzy z powodów religijnych czy zdrowotnych. Według Lam przepisy mają odstraszyć zamaskowanych demonstrantów przed dopuszczaniem się aktów wandalizmu i przemocy. "Jako odpowiedzialny rząd, mamy obowiązek użyć wszelkich dostępnych środków, by zatrzymać eskalację przemocy i przywrócić spokój w społeczeństwie" - powiedziała. Wspomniała również, że przepisy zakazujące zasłaniania twarzy obowiązują już w wielu innych krajach. Zwolennicy zakazu w Hongkongu wskazywali na Kanadę, gdzie grozi za to nawet 10 lat więzienia, oraz Francję, gdzie zakaz wprowadzono niedawno w związku z protestami ruchu tzw. żółtych kamizelek. Stare przepisy o stanie kryzysowym Komentatorzy podkreślają jednak, że w krajach zachodnich zakazy uchwalane były przez demokratycznie wybrane parlamenty. Lam skorzystała tymczasem ze starych przepisów o stanie kryzysowym, które przyznają szefowi administracji Hongkongu olbrzymie uprawnienia, w tym do dowolnej zmiany prawa z pominięciem parlamentu, jeśli uzna on, że zaistniała "sytuacja kryzysowa lub zagrożenia publicznego". Na konferencji Lam podkreśliła, że "Hongkong nie znajduje się w stanie kryzysowym", ale "jesteśmy w sytuacji poważnego zagrożenia", co upoważnia ją do skorzystania z przepisów kryzysowych. W takiej sytuacji szef hongkońskich władz może uzyskać również inne, szerokie uprawnienia, w tym do zatwierdzania aresztowań, przeszukań, kar i deportacji, konfiskaty mienia, cenzury prasy oraz przejęcia kontroli nad całym handlem, transportem i przemysłem w mieście. Część ekspertów ostrzegała, że skorzystanie z tych przepisów będzie niebezpiecznym precedensem i może zagrozić pozycji Hongkongu jako światowego centrum finansowego. "Inwestorzy będą się bardzo obawiać, że prawo w Hongkongu może zmienić się z dnia na dzień, ograniczając ich swobody. Bez żadnych konsultacji, bez ostrzeżenia, bez debaty w Radzie Legislacyjnej. To bardzo niebezpieczne" - ocenił wykładowca prawa z Uniwersytetu Hongkongu (HKU) Eric Cheung.