W czasie włamania Krzysztof Lisek był z rodziną w Polsce. "W piątek po południu zadzwoniła osoba, która pilnuje domu podczas naszej nieobecności. Poinformowała, że frontowe drzwi są wyłamane łomem" - relacjonował w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Gdy europoseł wrócił do Brukseli i osobiście ocenił straty, stwierdził, że nic nie zginęło. Wygląda na to, że włamywacze sprawdzili zawartość szuflad i szaf, ale nie zainteresowali się ani biżuterią, ani sprzętem elektronicznym. Lisek poprosił o dodatkowe sprawdzenie mieszkania, m.in. na obecność podsłuchów.