Terytorium Essequibo - prawie 160 tys. kilometrów kwadratowych - to olbrzymie obszary dziewiczej puszczy amazońskiej, zamieszkane przez blisko 300 tys. ludzi. Liczba ta stanowi niemal jedną trzecią ludności Gujany. Wzdłuż rzeki Essequibo przebiega naturalna granica między Wenezuelą a Gujaną, wytyczona w 1777 roku, kiedy terytorium to było hiszpańską kolonią. W 2015 roku odkryto tam rozległe złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Ich eksploatację - na podstawie umowy z rządem Gujany - rozpoczęło już amerykańskie ExxonMobil. W przeprowadzonym referendum zadano Wenezuelczykom pytanie, czy popierają dotychczasowe porozumienia międzynarodowe w tej sprawie. W poniedziałek Nicolas Maduro ogłosił, że władze w Caracas uznają niedzielne referendum za wiążące. Dodał, że Wenezuela odrzuca orzeczenie międzynarodowych arbitrów z 1899 r., którzy ustalili przebieg granic, kiedy Gujana była jeszcze kolonią brytyjską. Obserwatorzy referendum i sporu między Wenezuelą i Gujaną są zgodni, że praktyczne i prawne skutki referendum nadal pozostają niejasne. Wenezuela "anektowała" część Gujany We wtorek Maduro zaproponował rządowi przesłanie do Zgromadzenia Narodowego projektu ustawy o utworzeniu wenezuelskiej prowincji "Gujana Esquiba". Na posiedzeniu gabinetu pojawił się z "nową mapą Wenezueli", na której sporny teren znajduje się w granicach jego kraju. "Natychmiast nakazałem opublikować i zanieść do wszystkich szkół, rad gmin, instytucji publicznych, uniwersytetów i do wszystkich domów w kraju nową mapę Wenezueli z naszą Gujaną Esequiba. To nasza ukochana mapa!" - napisał w serwisie X (d. Twitter). Gujana oświadczyła, że zwróci się do Rady Bezpieczeństwa ONZ o pomoc, jeśli Wenezuela podejmie jakiekolwiek działania po referendum. Już w ubiegły piątek - jeszcze przed przeprowadzeniem głosowania - Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości nakazał Wenezueli "powstrzymanie się od wszelkich działań, które mogłyby zaostrzyć sytuację na terytorium administrowanym przez Gujanę". Według komentarzy mediów Ameryki Łacińskiej, w przypadku prób zagarnięcia Essequibo przez Wenezuelę Gujana nie tylko poniosłaby ogromne straty materialne, ale należałoby się liczyć z możliwym konfliktem zbrojnym. Konflikt w Ameryce Południowej. "Scenariusz pisany na Kremlu" Możliwa wojna Wenezueli z Gujaną to wypełnienie scenariusza pisanego w Moskwie - twierdzi Michał Bruszewski. Reporter wojenny kilka dni temu w facebookowym wpisie odniósł się do referendum. "I tutaj wchodzi Wenezuela cała na... czerwono. Referendum to nawet nie udaje powierzchownej legalności, ponieważ głosowanie nie obejmuje mieszkańców Gujany (sic!). Oczywiście nie chodzi o żadne sprawy etniczne, czy terytorialne, ale o dwie rzeczy: wywołanie kolejnego kryzysu humanitarno-wojennego oraz przejęcie lub zablokowanie eksportu z Gujany (konkurencyjna walka gospodarcza)" - czytamy. Jak przekonuje Michał Bruszewski, napięcia pomiędzy Wenezuelą i Gujaną są wyjątkowo na korzyść Federacji Rosyjskiej. Uruchomienie kolejnego konfliktu militarnego, w kraju, który wspierany jest przez Stany Zjednoczone, odciągnie uwagę od trwającej wojny w Ukrainie. "To wygląda jak scenariusz pisany w Moskwie. Dlaczego? Władzę Wenezueli chronią rosyjskie aktywa (m.in. dawna grupa Wagnera). To Rosja ratowała na czarnym rynku Wenezuelę, gdy ta utraciła płynność finansową i nie miała nawet pieniędzy na wypłatę żołdu żołnierzom i funkcjonariuszom chroniącym reżim" - przekonuje.