38 osób przesłuchano w środę w wyniku szeroko zakrojonej akcji policyjnej we wsi w południowej Rumunii - powiedziała agencji AFP Mihaela Porime, rzeczniczka prokuratury zajmującej się przestępczością zorganizowaną (DIICOT). Policjanci uwolnili pięć osób, które były zakute w łańcuchy, w tym dwoje dzieci, których wiek oszacowano na 10-12 lat. "Dzieci miały otwarte rany na całym ciele. Były w szoku psychicznym i fizycznym" - potwierdził na kanale TV Digi 24 Adrian Macovei z fundacji ochrony dzieciństwa. Ofiary przywiązywane "łańcuchami lub pasami", były "bite i upokarzane", część z nich zmuszona była do jedzenia z podłogi, lub bicia się o żywność. Prokuratorzy podejrzewają, że dochodziło też do przestępstw seksualnych. Aresztowani rolnicy są oskarżeni o zmuszanie od 2008 roku do niewolniczej 40 dorosłych i dzieci. Według śledczych ofiary zostały uprowadzone z miejsc publicznych lub z domu. Zostali zmuszeni do "prac domowych, opieki nad zwierzętami, nielegalnej wycinki drzew" lub żebractwa. W czwartek wielu mieszkańców Berevoeszti odrzuciło w obecności dziennikarzy oskarżenia o "współczesne niewolnictwo". Twierdzili, że pomagali biednym ludziom w potrzebie. "Ci ludzie przybyli, aby pracować u nas, daliśmy im jeść, schronienie, nie robiliśmy im nic złego. To są nieszczęśliwi ludzie, sieroty, litowaliśmy się nad nimi, jakby byli naszymi dziećmi" - mówiła AFP mieszkanka wsi, która nie chciała się przedstawić. "Żyje tu 300 rodzin, nikt nic nie widział, nikt o nic nie pytał, dlaczego ten, czy ten jest uwiązany? Ktoś by coś powiedział" - wyrażała wątpliwości 32-letnia Vasilica Brumaru, której brat został aresztowany. O całej sprawie poinformował policję w 2015 roku wójt Berevoeszti Florin Proca. "Nie wyobrażam sobie, że w 2016 roku można jeszcze spotkać tak bezdusznych ludzi. Widziałem szokujące obrazki niewolników, ludzi zatrzymanych siłą, maltretowanych" - powiedział w czwartek.