Mimo ostrzeżeń władz, ludzie nadal jedzą ryby złowione w rzece. Zatruciu rybami ulegają przede wszystkim osoby starsze i dzieci. Na razie nie było przypadku śmiertelnego zatrucia, ale kilkanaście osób spośród około 70, które trafiły do szpitali, walczy o życie. Wśród nich jest kilkoro dzieci. Oprócz cyjanidów w wodzie Syretu stwierdzono niebezpieczne stężenie amoniaku. Zaczyna brakować biosulfatu sodu, który jest odtrutką, a szpitale w Jazach i Paskani mają tylko po dwa łóżka na oddziałach intensywnej opieki. Lekarze mówią, że sytuacja przypomina wojnę bakteriologiczną. Fabryka chemiczna, z której wypłynęła trucizna twierdzi, że nie może odpowiadać za zdrowie ludzi, którzy jedzą śnięte ryby z rzeki. Skażenie Seretu to kolejna tego typu katastrofa ekologiczna w Rumunii. Rok temu po wycieku toksycznych substancji do Cisy, jednego z dopływów Dunaju, skażone zostały jego wody także na terytorium Węgier i Jugosławii.