10 kwietnia 1993 r. Janusz Waluś, który do Republiki Południowej Afryki wyemigrował tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego, zastrzelił w Boksburgu jednego z liderów Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej Chrisa Haniego. W tym samym dniu Polak został zatrzymany przez miejscową policję. Kilka miesięcy później, razem z Clive Derby-Lewisem, prominentnym politykiem Partii Konserwatywnej, która przeciwstawiała się jakimkolwiek rozmowom z czarną większością, a który był zleceniodawcą zamachu na Haniego, został skazany na karę śmierci. Sąd za Walusiem, protesty w RPA Po tym, jak władzę w RPA w 1994 r. przejął Afrykański Kongres Narodowy, a prezydentem został Nelson Mandela, karę śmierci zamieniono na dożywocie. Waluś razem z Derby-Lewisem stanął potem przed Komisją Prawdy i Pojednania, która w zamian za pełne wyznanie swych win władna była przyznać więźniom amnestię. W przypadku obu skazanych nie skorzystała ona jednak z prawa łaski, wskazując, że Polak i Derby-Lewis nie wyjawili pełnej prawdy. Waluś podkreśla, że w całej sprawie nie ma drugiego dna, a wszystko co miał powiedzieć, to wyznał wcześniej przed sądem. 66-letni dziś Janusz Waluś od lat walczy o to, żeby jak inni skazani w czasach apartheidu mógł wyjść na wolność czy warunkowe zwolnienie. Zrzekł się już południowoafrykańskiego obywatelstwa, monituje do południowoafrykańskiego sądu. Ten w marcu 2016 r. zdecydował, że Polak powinien opuścić mury więzienia w Pretorii. W RPA wzbudziło to olbrzymie protesty wdowy po zastrzelonym polityku, pani Limpho Hani, a także Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej, która wspiera rządzący Afrykański Kongres Narodowy. Tamtejsze władze nie chcą się zgodzić na wypuszczenie Polaka, argumentując, że nie przeszedł pełnej resocjalizacji. Spotkania z córką Haniego - W więzieniu w Pretorii skończyłem kolejne kursy, które mogłyby okazać się przydatne przy ewentualnym wyjściu z więzienia. "Restorative justice", który kończą więźniowie tacy jak ja, a trwający osiem miesięcy, skończyłem już dwa razy. Zapisałem się na kolejny. Przeszedłem też przez program "Victim Offender Dialogue", polegający na spotkaniach z pokrzywdzonymi bliskimi. Kilka razy spotykałem się z córką Haniego, ale potem zanegowała to Limpho Hani, głośno krzycząc, że z żadnym programem nie miało to nic wspólnego, bo jej córka spotykała się ze mną na potrzeby swojej książki. Zresztą tutaj do wszystkich opinii, wniosków trzeba podchodzić z rezerwą. Miejscowy "Parole Board", który odpowiada za zwolnienia warunkowe, w opinii na mój temat napisał, że moje zachowanie w więzieniu jest dobre, co nie znaczy jednak, że cały czas dobrze się zachowywałem - mówi Interii Waluś. Polakowi zostają więc kolejne apelacje. Teraz przed nim wniesienie sprawy przed Sąd Konstytucyjny. Jak mówi, to wszystko potrwa miesiące, jak nie lata. Coraz więcej opustoszałych cel Tymczasem południowoafrykańskiej władze wypuszczają z więzień innych, którzy na swoim koncie mają znacznie wyższe wyroki niż Waluś. W 2015 r. wypuszczono Eugena de Kocka, a zaraz potem Derby-Lewisa. Ten pierwszy stał na czele osławionych złą sławą "szwadronów śmierci", które w okresie schyłku polityki apartheidu, czyli segregacji rasowej w latach 80., stały za falą politycznych morderstw oponentów ówczesnej białej władzy. De Kock został potem skazany na... 212 lat więzienia. Cztery lata temu został jednak wypuszczony. Teraz to samo spotka Ferdi Barnarda. Minister sprawiedliwości RPA Michael Masutha właśnie zdecydował, że 2 kwietnia może wyjść na warunkowe zwolnienie. Kim był Barnard? To agent południowoafrykańskich służb specjalnych, działał w powołanej do życia pod koniec lat 80. Civil Cooperation Bureau (CCB), która operowała na styku prawa i półświatka, dopuszczając się nierzadko nielegalnych działań. Barnard ma na sumieniu m.in. śmierć antropologa i antyapartheidowego aktywisty Davida Webstera, którego zastrzelił 1 maja 1989 r. W styczniu 1994 r. miał być też zamieszany w śmierć innego, jak on agentów CCB, Eugene Rileya, który w marcu i na początku kwietnia 1993 informował jedną z południowoafrykańskich dziennikarek Hazel Friedman, o tym, że szykowany jest zamach na prominentną osobę z Afrykańskiego Kongresu Narodowego, że miał nim być Hani, a ataku miała dokonać osoba z polskiej społeczności żyjącej w RPA. Barnarda skazano w 1998 r. na podwójne dożywocie + 63 lata. Oskarżony był o morderstwa, usiłowania zabójstwa, oszustwa i zastraszanie. Łącznie postawiono mu wtedy 34 zarzuty. Teraz Barnard, który karę długoletniego więzienia odbywa w więzieniu w Pretorii, tam gdzie Waluś, ma wyjść zza krat na wolność czy na warunkowe zwolnienie. Wcześniej z więzienia wypuszczono m.in. Michaela Phama, który z broni maszynowej zastrzelił 21 osób, zwolenników Partii Inkatha czy czwórkę oprawców amerykańskiej aktywistki Amy Biel, zamordowanej w RPA w 1993 roku, kiedy przez ten kraj przetoczyła się fala zbrodni (szacuje się, że na początku lat 90. z powodu politycznych napięć zginęło aż 14 tys. osób). - W rzeczywistości zostaję teraz jedynym więźniem z przeszłości, który wciąż odsiaduje karę. Można mówić o dyskryminacji, bo nie posiadam już przecież obywatelstwa południowoafrykańskiego, a polskie - mówi nam krótko Waluś. Michał Zichlarz