Sekretarz prasowy Kremla Dmitrij Pieskow przyznał początkowo, że "poglądy obu prezydentów na temat możliwych dróg wyjścia z kryzysowej sytuacji w znacznym stopniu są zgodne". Później zdementował doniesienia administracji prezydenta Poroszenki. Wyjaśnił, że Petro Poroszenko nie mógł się porozumieć w sprawie zawieszenia broni z Władimirem Putinem, ponieważ Rosja nie jest stroną konfliktu. Oficjalnie Moskwa nie wspiera bowiem terrorystów, ani jej wojsk nie ma na Ukrainie, choć świadczą o tym liczne dowody zgromadzone przez Ukraińców i NATO. Następnie, po rosyjskich oświadczeniach, służba prasowa prezydenta Ukrainy przeredagowała poranny wpis na oficjalnej stronie Petra Poroszenki. Słowa: "porozumieli się w sprawie przerwania ognia" zmieniono na "porozumieli się w sprawie kroków jakie należy podjąć w celu osiągnięcia pokoju". Tymczasem Andriej Purgin, wicepremier samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej powiedział, że decyzja o przerwaniu ognia dla Doniecka jest nie do wypełnienia dopóki ukraińskie jednostki znajdują się w Donbasie. "Warunkiem do przerwania ognia nadal jest wycofanie ukraińskich wojsk z terytorium Donieckiej Republiki Ludowej" - oznajmił lider separatystów. Również przedstawiciel "ministerstwa obrony" samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Władisław Brig oświadczył, że jego oddziały nie mają zamiaru składać broni "dopóki w Donbasie będzie prowadzona - jak to określił - "operacja odwetowa". Poprzednie zawieszenie broni obowiązywało pod koniec czerwca. Przestrzegała go tylko strona ukraińska, choć oficjalnie separatyści też je poparli. W ciągu 10 dni Ukraińcy stracili 27 żołnierzy, a 69 zostało rannych.