Baza lotnicza Danang była miejscem kluczowym dla Amerykanów w trakcie wojny. Tutaj wytwarzano, przechowywano i ładowano do samolotów większość z 80 mln litrów "Agent Orange", środka powodującego opadanie liści używanego do odsłaniania obiektów w lasach i niszczenia plonów w ramach operacji "Ranch Hand". "Agent Orange" miał wykurzyć Wietkong z dżungli W czwartek Amerykanie w porozumieniu z Wietnamczykami rozpoczęli długo oczekiwaną akcję sprzątania okolicy. Wykorzystuje się do tego celu technologię podgrzewającą skażoną glebę do temperatury wystarczająco wysokiej, żeby dioksyny rozpadły się na nieszkodliwe związki. "Agent Orange", czyli tzw. pomarańczową mieszankę, użyto do spryskania rozległych obszarów południowowietnamskiej dżungli. Środek miał pozbawić partyzantów Wietkongu naturalnej osłony i pożywienia. - "W trakcie wojny mieszkaliśmy niedaleko pasa startowego. Czasem śmierdziało tak bardzo, że musieliśmy zasłaniać twarze chustą" - opowiada 78-letnia Nguyen Thi Binh. Troje spośród pięciorga dzieci Binh jest poważnie upośledzonych fizycznie i psychicznie. Przez lata wierzyła, że jest to kara za grzechy, które popełniła w zeszłym życiu. - "Mogła to spowodować ta pomarańczowa mieszanka" - mówi siedząc w swoim domu, podczas gdy jej dorosłe córki czołgają się po ziemi jak małe dzieci. Waszyngton dalej określa powiązanie między dioksyną a chorobami w Danang jako "wątpliwe". Mimo to ambasador USA David Shear na inaugurację operacji odkażania terenu określił ją "historycznym kamieniem milowym". Skażenie 400 razy przekracza normę - "Sprzątamy ten bałagan" - powiedział dodając, że Stany Zjednoczone zajmą się w przyszłości także środowiskiem wokół bazy Bien Hoa. - "Jesteśmy też głęboko zainteresowani losem niepełnosprawnych Wietnamczyków, bez względu na przyczynę ich niepełnosprawności" - stwierdził. Pomoc w wysokości 43 mln dolarów przychodzi w momencie, gdy byli wrogowie zbliżają się do siebie w obliczu zwiększającej się pewności siebie Chińczyków w regionie Morza Południowochińskiego. Baza w Danang to obok Bien Hoa i Phu Cat jeden z trzech punktów na mapie Wietnamu, gdzie koncentracja toksycznych substancji z powodu stosowania "Agent Orange" jest prawie 400 razy większa niż akceptowane normy. Jeszcze pięć lat temu, kiedy to teren został wreszcie zabezpieczony, mieszkańcy Danang kąpali się i łowili w jeziorze Sen, gdzie ryby mają trzy razy większy poziom dioksyn niż dopuszczalny. - "W miejscach takich jak Danang dalej mamy przypadki młodych ludzi dotkniętych chorobami spowodowanymi toksyną" - mówi Nguyen Van Rinh, 71-letni emerytowany generał i przewodniczący Wietnamskiego Stowarzyszenia Ofiar Dioksyn (VAVA). - "Rząd nie ma możliwości przesiedlania ich poza skażone obszary" - dodaje. 37 lat po wojnie miejscowa ludność dalej cierpi Według danych rządu z Hanoi na kontakt z "Agent Orange" narażonych było około 3 mln Wietnamczyków, z których milion do dzisiaj cierpi z powodu wywołanych przez dioksynę chorób. Przynajmniej 150 tys. dzieci urodziło się z tego powodu z upośledzeniem. Próby otrzymania odszkodowania od rządu USA podejmowane przez ofiary skażenia są skazane na niepowodzenie. W 2009 roku Sąd Najwyższy USA odrzucił ich wniosek zbiorowy. Amerykańscy weterani wojnie w Wietnamie otrzymali do tej pory miliardy dolarów odszkodowań za choroby łączone z "Agent Orange". Ale amerykański rząd i producenci środka nigdy nie przyznali się do odpowiedzialności za szkody. - "Powiązanie między wystąpieniem chorób a toksycznością środka jest niepewne" - powiedział AFP rzecznik ambasady USA Christopher Hodges. - "Mimo tego od 1989 roku Waszyngton przeznaczył 54 mln dolarów na pomoc niepełnosprawnym Wietnamczykom, a 20 mln przeznaczono na odkażanie okolic Danang w 2012 roku" - dodał. Według ofiar projekt odkażenia terenów pojawił się zdecydowanie zbyt późno. Szacuje się, że oczyszczenie wszystkich skażonych miejsc na terenie kraju i pomoc dla ofiar może kosztować około 450 mln dolarów. Tłum. ML